Maciej Gostomski: Ratowałem tyłki kolegom

2015-06-09 8:27

Mistrzostwo Polski jeszcze do mnie nie dochodzi. Po triumfie panował totalny chaos, chóralne śpiewy, wiwaty i wiele pamiątkowych zdjęć. Dla takich chwil warto żyć - opowiada Maciej Gostomski (26 l.).

Po decydującym o mistrzostwie dla Lecha spotkaniu z Wisłą (0:0) przy Bułgarskiej koledzy z drużyny klepali go plecach, krzycząc "bohater". Nic dziwnego, bo to właśnie jego interwencje klasy światowej w fazie finałowej Ekstraklasy sprawiły, że poznańska lokomotywa dotarła do stacji z napisem "Mistrz Polski".

"Super Express": - Kiedy zrozumiałeś, że mistrzostwo kraju jest dla Lecha na wyciągnięcie ręki?

Maciej Gostomski: - Po zwycięstwie przy Łazienkowskiej z Legią. Przecież rozwaliliśmy mistrza Polski na ich terenie! Ta wygrana dała nam potężnego kopa. Triumfowaliśmy, mimo że wcześniej przegraliśmy z wojskowymi w finale Pucharu Polski. Po tym meczu zrozumieliśmy, że możemy pokonać każdego i że dojrzeliśmy do wygrania Ekstraklasy.

KAROL KLIMCZAK: CZEKAM NA BUTELKĘ OD PREZESA LEGII

- W meczu z Wisłą kilka razy zagotowało się pod twoją bramką.

- Wielkie podziękowania należą się Tomkowi Kędziorze, bo nieraz dzięki niemu wychodziliśmy z opresji. W tym spotkaniu mnie też udało się kilka razy dobrze interweniować, natomiast w poprzednich to już ratowałem kolegom tyłki (śmiech)! Od tego są obrońcy i bramkarz. Wszyscy jedziemy na tym samym wózku.

- Myślisz już o eliminacjach LM czy teraz skupiasz się wyłącznie na świętowaniu?

- Jest czas na pracę, ale też i na zabawę, a teraz jest na to idealny moment. Nasz mistrzowski tytuł to nagroda dla całej Wielkopolski. Każdy kibic w Poznaniu zasłużył na wielkie świętowanie. Przed meczem nawet nie wiedziałem, gdzie odbędzie się feta. Podszedłem do wszystkiego na zupełnym "spontanie". Teraz możemy się wybawić, ale do treningów wracamy 22 czerwca. Z pewnością mój apetyt na sukcesy będzie wówczas jeszcze bardziej wyostrzony.

Najnowsze