- Przypuszczałeś przed rozpoczęciem sezonu, że awansujecie z grupy dwie kolejki przed końcem?
Miroslav Radović: - Gdzież tam! Nikt się nie spodziewał, że tak szybko awansujemy. Ale wykonaliśmy kawał dobrej roboty i mamy nagrodę. Po takim sukcesie chyba możemy wypić jakieś piwko (śmiech).
- Awans macie pewny. Jak podejdziecie do dwóch pozostałych meczów?
- Chcemy wygrać wszystko! Z PSV gramy u siebie, chcemy ich zwyciężyć i zdobyć pierwsze miejsce w grupie. Trzeba jednak pamiętać o lidze, która jest równie ważna. Ja w poniedziałek z Jagiellonią nie zagram, ale koledzy muszą się mocno zmobilizować.
- Kogo chciałbyś wylosować w 1/16 finału?
- Jeśli będziemy grali tak jak ostatnio, to możemy pokonać każdego. A kogo chciałbym wylosować w 1/16 finału, jeszcze nie myślałem. Przy odrobinie szczęścia jesteśmy w stanie sprawić niespodziankę, ale mierzmy siły na zamiary (śmiech). Nie mówimy na razie o dojściu do finału czy wygraniu Ligi Europejskiej.
- W Lidze Europejskiej masz już siedem goli. Czujesz się liderem Legii?
- Oczywiście, że nie! Nie będę zbierał pochwał, kiedy reszta zespołu zasuwa tak samo. A te gole rzeczywiście często mi wpadają. Mam wrażenie, że piłka cały czas mnie szuka. Jak Filippo Inzaghiego, któremu spadała pod nogi i strzelił setki goli.
- Jeśli dalej będziesz tak strzelał, to chyba długo w Legii nie pograsz...
- Dopiero co podpisałem kontrakt, więc nie myślę o odejściu. Zdaję sobie sprawę, że każdy kontrakt można wykupić, ale chcę pomóc zespołowi na wiosnę. Nie zostawię Legii w potrzebie.