Od debiutu Erika Janży w zespole narodowym Słowenii minęło już ponad 9 lat. On sam był wówczas ledwie 21-latkiem, grającym w rodzimej lidze. Wcześniej był reprezentantem swego kraju we wszystkich kolejnych kategoriach wiekowych, od U14 począwszy. Powołanie do pierwszej reprezentacji, wysłane przez słynnego Srecko Kataneca, wydawało się więc oczywistym krokiem na drodze jego rozwoju.
Pojednanie w Turcji. Kapitan Górnika jeszcze raz przypomniał słowo, za które wyleciał z boiska
Potem Janża zdobył (dwukrotnie) mistrzostwo Słowenii, pograł przez chwilę w Czechach, na Cyprze i w Chorwacji, i wreszcie latem 2019 trafił do Zabrza. U Marcina Brosza, który z Zabrza w piłkarski wielki świat posłał m.in. Szymona Żurkowskiego, Przemysława Wiśniewskiego czy Pawła Bochniewicza, w pierwszym sezonie od razu zagrał w 36 z 37 możliwych spotkań ligowych.
W każdym z kolejnych sezonów Słoweniec imponował charakterem, walecznością, pracowitością i rozwijającymi się umiejętnościami. Te cechy sprawiły, że został kapitanem Górnika. Oraz – jak się rzekło – zostało dostrzeżone w jego ojczyźnie. Od czasu, gdy w czerwcu ub. roku dostał powołanie na mecze eliminacji EURO 2024, już z kadry słoweńskiej nie wypadł. Stał się w niej pewniakiem i nawet zaczął zdobywać gole, co w polskiej lidze było w jego wykonaniu rzadkością.
To miał być niespodziewany powrót do ekstraklasy, w klubie bardzo się do pomysłu zapalono. Odpowiedź była krótka
Obecny kontrakt Erika Janży z Górnikiem wygasa z końcem czerwca. Przy Roosevelta doskonale o tym wiedzą i próbują kapitana zatrzymać. Za wszelką – choć oczywiście nieco ograniczoną klubowymi możliwościami – cenę. - Dostał absolutnie topową ofertę. On wie, że jest ona bardzo wysoka, mówimy o top 3 w Górniku – mówi nam Tomasz Masoń, członek zarządu zabrzańskiego ligowca (stanowisko prezesa pozostaje nieobsadzone). - Erik jednak zasługuje na nią i mam nadzieję, że kontynuacja rozmów w przyszłym tygodniu doprowadzi do ich pomyślnego finału.