Nie chcą zarabiać?

2004-09-03 13:05

Mecz z Cracovią miał być prawdziwym świętem piłkarskim stolicy z wielu powodów.

Do Warszawy przyjeżdżała uznana firma, która po latach błąkania się po różnych szczeblach rozgrywkowych wróciła na pierwszoligowe stadiony. Kibice zapowiadali zaprzestanie protestu i świetny doping, a na trybunach zadebiutować miała nowa, wielka flaga sektorowa przedstawiająca panoramę naszego miasta.

Wszystko zapowiadało się świetnie, ale - jak to często bywa - rzeczywistość napisała własny scenariusz. Pierwszego poważniejszego egzaminu nie zdał nowy system sprzedaży biletów. Kolejki pod kasami już kilka godzin przed meczem liczyły po kilkadziesiąt metrów, a co najgorsze, poruszały się w żółwim tempie. W efekcie, kilkadziesiąt minut po rozpoczęciu spotkania spod bram stadionu odeszło kilka setek rozczarowanych kibiców, którym tego dnia nie dane było zobaczyć ukochanej drużyny.

Jeszcze większy dramat przeżyli jednak kibice gości. Po przejechaniu 300 kilometrów trzystuosobowa grupa krakowian została zawrócona spod sektora gości. Tylko ktoś niezorientowany mógłby pomyśleć, że polskie stadiony pękają w szwach i mają pieniędzy w bród, a obejrzenie spotkania naszej ekstraklasy to przywilej, o jaki trzeba stoczyć prawdziwą walkę.

Najnowsze