Już od pierwszej akcji meczu rozgrywanego przy ulicy Limanowskiego w Częstochowie widać było, że to gospodarze będą drużyną odpowiedzialną za prowadzenie gry i taki obraz utrzymał się aż do końca pierwszej części meczu. Zawodnicy Korony, prowadzeni przez trenera Leszka Ojrzyńskiego skupieni byli przede wszystkim na szczelnej obronie dostępu do własnego pola karnego i na połowe Rakowa wybierali się od wielkiego dzwonu. W pierwszej części meczu plan nastawiony na kontratak wykonali niemalże wzorowo, bo o ile nie pozwolili podopiecznym trenera Marka Papuszna na zdobycie bramki, to sami stworzyli sobie zaledwie kilka okazji, które nie mogły zagrozić bramce strzeżonej przed Vladana Kovecevica.
Pierwszy kwadrans drugiej części meczu do znudzenia przypomniał to, co oglądaliśmy w pierwszej odsłonie. Wtedy jednak, po niespełna godzinie gry przy Limanowskiego, Deian Sorescu został sfaulowany w polu karnym przez Roberto Corrala. Obrońca Korony obejrzał żółtą kartkę, a do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Ivi Lopez i zamienił rzut karny na bramkę dla Rakowa Częstochowa.
Po straconej bramce Korona zabrała się do odrabiania strat, jednak kolejne wyjścia do ataku tylko ośmielały zawodników Rakowa, przez co mecz zrobił się o wiele ciekawszy okiem kibica. Pomimo kolejnych szans, żadna z drużyn nie była w stanie umieścić piłki w siatce i mecz przy Limanowskiego zakończył się zwycięstwem Rakowa 1:0. Dzięki temu, ekipa Marka Papszuna umocniła się na pozycji lidera i z dorobkiem 32 punktów ma już 6 oczek przewagi nad drugim Widzewem. Korona pozostała w strefie strefie spadkowej i ma na koncie 12 punktów.