"Super Express: - Jaki macie pomysł na wykolejenie "Kolejorza"?
Taras Romanczuk: - Musimy zagrać agresywnie. Przez 90 minut rywal musi czuć nasz oddech na plecach. Nie możemy zostawić im miejsca na rozgrywanie piłki. Jeżeli będziemy zdyscyplinowani, to damy sobie radę i wyrzucimy Lecha do grupy spadkowej. Mocno w to wierzę.
- Dzięki twoim golom Jagiellonia zagra w finale Pucharu Polski. To najważniejsze bramki w twoim życiu?
- Miały duże znaczenie, ale z jeszcze większym sentymentem wspominam gola w meczu z Podbeskidziem w sezonie 2015/2016. W 90. minucie przegrywaliśmy 1:2. Wyrównaliśmy, a ja w 95. minucie strzeliłem na 3:2. Ten gol zapewnił nam utrzymanie w Ekstraklasie.
- Awansem do finału Pucharu Polski uratowaliście posadę trenerowi Ireneuszowi Mamrotowi?
- Jak drużynie nie idzie, to wszyscy rzucają się na trenera. To już staje się nudne i męczące. Po meczu z Miedzią szkoleniowiec dobrze powiedział, że wielu zawodników, w tym ja, w ciągu dziewięciu dni rozegrała cztery mecze w pełnym wymiarze czasowym. To chyba dobrze świadczy o naszym przygotowaniu fizycznym. Ataki na trenera niczemu nie służą. Nie pomagają ani drużynie, ani atmosferze w szatni. Niech krytycy dadzą już spokój Mamrotowi!
- Media donoszą, że w Jadze jest grupa bankietowa. To prawda?
- Jako kapitan zapewniam, że nie! Ktoś coś tam napisał, inni podchwycili i plotka się rozrosła. Chłopaki mają rodziny i z nimi spędzają wolny czas. Najgorsze jest to, że takie wymyślone informacje czytają żony piłkarzy, mogą sobie nie wiadomo co pomyśleć… Jestem pewien, że chłopaki nie chodzą w miasto z jeszcze jednego powodu: Kiedy mieliby to robić, skoro mecz goni mecz? Nikt nie jest samobójcą żeby świadomie sobie szkodzić w najważniejszym momencie sezonu.
- O twoim transferze do Turcji mówi się przynajmniej od roku. Latem opuścisz Jagiellonię?
- Mam kontrakt do 2020 roku. Niebawem siądziemy z prezesem Kuleszą i zastanowimy się nad moja przyszłością. Ale w tej chwili nie zawracam sobie tym głowy. Najważniejszy jest mecz z Lechem o miejsce w grupie mistrzowskiej.