Mam po tym meczu takie odczucie, jakby piłkarze obu klubów okradli nas z emocji. Hit okazał się taki jak pora i miejsce jego rozgrywania - wyjątkowo kiepski. Wina za słabiutkie widowisko rozkłada się po równo na oba zespoły. Wisła wiedziała, że nawet remis daje jej bardzo dużo, więc nie postawiła wszystkiego na jedną kartę, a Lechowi zabrakło wiary i sił, aby mocniej nacisnąć.
Magiczny kwartet Lecha okazał się w tym meczu nie taki magiczny. Zawiedli Stilić, Lewandowski i Kriwiec, w zasadzie tylko Peszko sprawiał jako takie zagrożenie pod bramką Pawełka. Po drugiej stronie w ofensywie nie lepiej - Brożek bez formy, słabi Małecki i Boguski. Najczęstszy obrazek to krzyczący na siebie i sędziego, faulujący i przeklinający gracze obu drużyn.
Jedyna nadzieja polega na tym, że oba zespoły najsłabszy mecz w tej rundzie mają właśnie za sobą i że do końca ligi jeszcze będzie ciekawie.