Marek Papszun – mając „w pamięci” rewanżowy mecz ze Spartakiem Trnawa w III rundzie kwalifikacji do Ligi Konferencji Europy (i w ogóle zadanie awansu do fazy grupowej tych rozgrywek) – na Arenę Zabrze pchnął jedenastkę, w której było zaledwie trzech graczy z wyjściowego zestawu, oglądanego w czwartek na Słowacji. Wśród ósemki „dublerów” znalazło się na boisku miejsce między innymi dla absolutnego debiutanta, Gustava Berggena. Trudno się więc dziwić, że gra częstochowian odległa była od tego, do czego przyzwyczaili swych kibiców. Szkoleniowiec Rakowa, często „podłapywany” przez kamerę TV, raczej nie wyglądał na zadowolonego z tego, co widzi.
Górnik z trudem jednak przebijał się pod bramkę gości. Arena Zabrze po raz pierwszy westchnęła w mieszance nadziei i goryczy po próbie strzału przewrotką w wykonaniu Szymona Włodarczyka – piłka poszybowała obok słupka bramki Rakowa. W 36 min powinna się w niej znaleźć: „Włodar-junior” w kółku środkowym odebrał piłkę Deianowi Sorescu i przez kilkadziesiąt metrów samotnie biegł z nią na bramkę Kacpra Trelowskiego, by ostatecznie... dać swemu nastoletniemu rówieśnikowi szansę na skuteczną interwencję. Torcida tym razem już nie westchnęła, ale głośno jęknęła, a reszta trybun spytała: „Czemu nie podał Poldiemu, skoro tak dobrze współpracują”?
Tuż przed przerwą – w myśl zasady „do trzech razy sztuka” - nastąpiła jednak w Zabrzu eksplozja radości, i to też za sprawą młodego człowieka. Dla 21-letniego stopera, Aleksandra Paluszka, młodzieżowego reprezentanta Polski, mecz z Rakowem był dopiero siedemnastym występem w lidze. I będzie pamiętnym, bo zdobył w nim pierwszego gola, głową zamieniając na gola centrę Erika Janży z rzutu rożnego.
Rewelacyjny młokos z Górnika. Tak Dariusz Stalmach wkroczył na salony Ekstraklasy
Widząc, że to nie przelewki, bo „drugi garnitur” nie daje rady, Marek Papszun na drugą połowę desygnował do gry najważniejsze częstochowskie żądła: Vladislavsa Gutkovskisa oraz Iviego Lopeza. Obaj zaczęli się dawać mocno we znaki bramkarzowi Górnika, Kevinowi Brollowi, i to niekoniecznie w sytuacjach oczywistych: jeszcze przed upływem kwadransa Hiszpan sprawdził czujność golkipera uderzeniem z 35 metrów, chwilę później Władysław Koczerhin miał niewiele bliżej do zabrzańskiej bramki. W obu przypadkach Broll był jednak na miejscu, gotowy do skutecznej interwencji.
Kolejne zmiany w ekipie spod Jasnej Góry – pojawienie się na boisku Mateusza Wdowiaka i Frana Tudora – miały w zamierzeniu spowodować, że przewaga częstochowian będzie rosła. „Górnicy” walczyli jednak z wielką determinacją, czasem – jak przy wolnym Lopeza, „muśniętym” przez Wdowiaka – dopisywało im szczęście: piłka o centymetry minęła słupek ich bramki.
Po „profesorsku” - do samego końca – grała też trójka zabrzańskich stoperów, gotowa – jak zapowiadał Richard Jensen – na prawdziwą wojnę boiskową. I Raków zabrzańskiej twierdzy sforsować nie zdołał!
Górnik Zabrze – Raków Częstochowa 1:0 (1:0)
1:0 – Paluszek 45 min
Sędziował Szymon Marciniak (Płock). Widzów 16 905.
Górnik: Broll – Paluszek (85. Kubica), Janicki, Jensen – Olkowski, Kotzke ż, Manneh ż (73. Mvondo ż), Janża – Podolski (85. Krawczyk), Cholewiak (73. Dani Pachecho) – Włodarczyk ż (63. Dadok)
Raków: Trelowski – Racovitan, Arsenić, Svarnas – Długosz (63. Tudor ż), Berggren (46. Ivi Lopez), Lederman (70. Papanikolau), Sorescu ż – Koczerhin – Musiolik (58. Wdowiak ż), Piasecki (46. Gutkovskis)