"Super Express": - Prezes Król od dobrych kilku miesięcy wam nie płaci. Z czego żyjesz?
Paweł Wszołek: - Trzeba było zacisnąć pasa. Żyje się skromnie. Od rodziny pieniędzy nie pożyczam, dlatego że bardzo pomaga mi mój menedżer. Od niego dostaję środki na przeżycie. Nie ma co ukrywać - jest ciężko, ale jakoś trzeba żyć.
- Patrząc na obecną sytuację Polonii, pewnie żałujesz, że zimą nie skorzystałeś z oferty niemieckiego Hannoveru?
- Wcale nie! Wtedy nie byłem gotowy na zagraniczny wyjazd. Chcę, żeby moi najbliżsi byli dumni z mojej gry. Zimą byłem na zupełnie innym etapie przygotowań niż Niemcy. Zanim dopasowałbym się do ich poziomu, sezon trwałby w najlepsze. Pieniądze są ważne, ale nie mogą przesłaniać całego świata. Jestem na tyle młody, że jeszcze swoje zarobię, a doświadczeń, jakie zdobywam w polskiej lidze, nikt mi nie odbierze.
- Pięknym golem przeciwko Ruchowi Chorzów (2:3) znów zwróciłeś na siebie uwagę skautów z Europy. Pojawiły się jakieś propozycje?
- Jeśli tak, to... nic o nich nie wiem. Ta bramka była o tyle ważna, że pozwoliła mi nabrać pewności siebie. Po całej tej awanturze z Hannoverem trudno było zachować równowagę. Do tego doszły kłopoty Polonii. Po golu w Chorzowie wierzę, że wracam do formy z jesieni i znów otworzy mi się droga do reprezentacji Polski.
- Po zdobyciu gola piłkarze Polonii odgrywają scenki, jak z kolarskiego wyścigu. Komu dedykowane jest to wasze słynne już pedałowanie?
- Nikomu. Kiedyś na treningu postanowiliśmy, że w ten sposób będziemy okazywać radość po golach, że takie będą nasze "cieszynki". Słyszałem komentarze, że to ma być nasz protest przeciwko prezesowi, zaległościom. To nieprawda. W ten sposób pokazujemy, że mimo naprawdę bardzo ciężkiej sytuacji klubu, trzymamy się razem. Atmosfera w szatni jest super. Jestem pełen podziwu dla chłopaków, którzy mają na utrzymaniu rodziny i po wejściu do klubu potrafią się odciąć od problemów. To nie Legia czy Lech będą mistrzami Polski, ale te nasze chłopaki, którzy kłopoty zostawiają za progiem szatni. Wielki szacunek dla nich.
- No chyba nie do końca zostawiacie problemy klubu poza szatnią, skoro - jeśli wierzyć plotkom - zamierzacie zbojkotować sobotni mecz z Bełchatowem i na znak protestu przeciwko zaległościom nie wyjść na boisko.
- Po meczu z Ruchem więcej czasu spędzam z fizjoterapeutą, który doprowadza do stanu używalności mojego Achillesa, niż w szatni. Ale nic o żadnym bojkocie nie słyszałem. Nie wierzę, że drużyna postanowiła nie grać z Bełchatowem. To byłaby totalna głupota, która obróciłaby się przeciwko nam. Ostatnie miesiące tak wzmocniły nasze charaktery, że na pewno nie odpuścimy. Jak zawsze wyjdziemy po to, żeby wygrać. A wstydzi niech się ten, kto obiecywał, a potem zostawił nas na lodzie.