W tle pozostaje też kwestia opóźnienia w wypłatach dla piłkarzy, ale także… publicznej wypowiedzi Lukasa Podolskiego „Jestem gotowy na wszystko i otwarty na wszelkie przygody” - powiedział Poldi w podcaście „Spielmacher - Der EM Talk”, gdy zapytano go o ewentualny powrót do FC Koeln, czyli klubu – jak Górnik – bliskiego jego sercu... Co na to wszystko prezes Adam Matysek?
- Powyższe tematy rozgrzewają kibiców, ale zacznijmy pytaniem o firmę Polygon, która nie doczekała się miejsca reklamowego na koszulkach – i dziś nie ma jej wśród partnerów Górnika. Czemu?
Adam Matysek: - Naszym partnerem strategicznym od paru lat jest Węglokoks, który zadeklarował chęć współpracy na dłuższy okres. Podpisaliśmy z nim bardzo dobrą umowę, firma wykupiła dla siebie miejsce reklamowe na przodzie koszulek. Lukas Podolski – dzięki któremu klub nawiązał współpracę m.in. z firmą Polygon – został o tym poinformowany, a ja sam osobiście rozmawiałem z jej właścicielem. Był niepocieszony. Firma nie była zainteresowana inną - poza przodem koszulki - przestrzenią reklamową na trykotach bądź spodenkach. Ale Węglokoks zrekompensował nam dodatkowymi środkami niemożność umieszczenia reklamy Polygonu w tym miejscu strojów, w którym firma chciała ją mieć.
- Z listy sponsorów – poza Polygonem – zniknęły też i inne firmy?
- GGM Gastro i Schüttflix, owszem. Obie po poprzednim sezonie nie wykazały zainteresowania dalszą współpracą.
- Utrata każdego partnera – a niektóre z tych firm „przyprowadził” Lukas Podolski – jest bolesna. W tym sezonie zresztą jakby nieco mniej Poldiego w działaniach marketingowych klubu...
- Każdy sponsor przyprowadzony przez Lukasa Podolskiego jest wartością dodaną, szły za tym konkretne pieniądze. Może faktycznie trzeba jeszcze mocniej korzystać z jego kontaktów. Natomiast my w ostatnich miesiącach staraliśmy się nasz marketing dostosować do potrzeb rynku, wykorzystując w tych działaniach nie tylko Lukasa. Natomiast rozmowy z potencjalnymi sponsorami są dla klubów piłkarskich trudne. Firmy często chętniej wybierają siatkówkę czy piłkę ręczną, gdzie łatwiej o dobry wynik albo nawet obecność w europejskich pucharach. W tych dyscyplinach, w przeciwieństwie do stadionów piłkarskich, nie pojawiają się na trybunach transparenty czy okrzyki obrażające właściciela, zarząd itp. Tymczasem w wielu przypadkach gdyby nie wsparcie miast, a jest sporo klubów należących do samorządów, tych klubów nie byłoby już na mapie.
Prezes Górnika rozwiał wątpliwości w sprawie przyszłości Lukasa Podolskiego w Zabrzu, jasne stanowisko
- Czasem można jednak odnieść wrażenie, że nie ma koordynacji między działaniami klubu, o których pan mówi, a pewnymi wypowiedziami Podolskiego. Zgadza się pan?
- Zdarzały się już sytuacje rzeczywiście sprawiające takie wrażenie. Ot, choćby kwestia nowego kontraktu Lukasa. Był uzgodniony i zaakceptowany przez obie strony, a jednak przekazy wypływające z obu źródeł były odmienne. Teraz przeczytałem jego wypowiedź dla niemieckich mediów, że jest gotów, by zagrać w FC Koeln u trenera Baumgarta. Przeczytałem z zaskoczeniem, bo przecież wszyscy mamy wrażenie, że akurat sportowo zaczynamy się rozkręcać: dobry mecz w Poznaniu, niezły w Warszawie, zwycięski z Rakowem…
- Zakłada pan taką możliwość, że zimą Górnik sprzeda Lukasa Podolskiego?
- Nie zakładam. Po pierwsze – bo kilka miesięcy temu, przed meczem z Pogonią Szczecin podpisał kontrakt na dwa lata tak jak było we wspólnych ustaleniach z Lukasem i od tamtej pory nie usłyszałem od niego, że jest niezadowolony, że chce odejść. Wyczytałem to tylko w mediach. Ale pamiętam, że czytałem też kiedyś jego słowa o ofertach z Turcji, z Meksyku. A ja mam wrażenie, że on – i jego rodzina – czuje się w Polsce dobrze; jego dzieci chodzą tu do szkoły, syn gra w naszej akademii. Nie sądzę, żeby Lukas rzeczywiście chciał odejść.
- Kibicuje pan tym procesom prywatyzacyjnym, które – jak wynika z ostatnich informacji czy przecieków – odbywają się wokół Górnika?
- Miasto prowadzi intensywne rozmowy z potencjalnymi nabywcami i inwestorami, ale wspomniane zachowania części widzów na trybunach temu nie sprzyjają. To odstrasza partnerów w tych rozmowach. „Za dwa-trzy miesiące mogą tak krzyczeć na mnie” – myśli wielu z nich.
- A jak pan osobiście postrzega owe transparenty czy okrzyki z trybun nieprzychylne dla właściciela klubu i dla jego władz, a więc i dla pana?
- Takie rzeczy bolą, nie są przyjemne. Trudno się na wszystko uodpornić, więc czasem rozmawiam o nich z rodziną. Ale trzeba sobie z nimi radzić. Byłem piłkarzem i przeżyłem w Bundeslidze mecze, w czasie których 25 tysięcy ludzi za moimi plecami krzyczało na mnie i obrażało mnie słowami nie do cytowania.
- Czuje pan bezwarunkowe wsparcie właściciela, czyli miasta, dla siebie?
- Współpraca jest na dobrym poziomie. Nie mam na co narzekać.
- Uważa pan, że współpraca klubu z właścicielem prywatnym byłaby lepsza?
- Nie potrafię odpowiedzieć na takie pytanie, bo trudno jest przewidzieć przyszłość i ewentualne plany inwestora.
- W ostatnich kilkudziesięciu godzinach pojawiła się w mediach nazwa firmy – zresztą też będącej wynikiem kontaktów Lukasa Podolskiego – zainteresowanej inwestycją w Górnik, a może nawet przejęciem klubu. Czy inwestor potrzebny jest Górnikowi na już?
- Radzimy sobie z bieżącą sytuacją, choć oczywiście każde wsparcie finansowe, każdy dopływ gotówki z zewnątrz – czy to od sponsora, czy inwestora – jest cenne.
- A jak wygląda kwestia poślizgu w wypłatach dla zawodników?
- Zaległości zostały w większości uregulowane i systematycznie będą wyrównywane. Dla wszystkich stron ważne jest, by sytuacja płacowa była na przysłowiowe zero.
- Kiedy zatem Górnik osiągnie stan owego przysłowiowego zera w uregulowaniu tych zaległości?
- Ta kwestia leży na sercu obu stronom i ważne, by została załatwiona jak najszybciej. To perspektywa kilku dni… W ostatnich siedmiu miesiącach bywały drobne poślizgi, ale nie jest tak, że za chwilę w Górniku zgasimy światło i zamkniemy klub. Wszystkie zobowiązania muszą być płacone, bo są to wymagania licencyjne. Oczywiście, zdarzają się niepokoje takie jak ten ostatni, ale - odnosząc to do spojrzenia z boku, jakie miałem na Górnika przed podjęciem pracy w Zabrzu - mam wrażenie, że funkcjonujemy na dobrym poziomie, i z dużo większym spokojem niż wcześniej. Jestem po tych siedmiu miesiącach pozytywnie zaskoczony. W tej chwili najważniejsza jest dla nas stabilizacja sportowa drużyny, by nie groziła nam walka o utrzymanie. Buduje się czwarta trybuna, postęp prac widać każdego dnia. Kiedy już powstanie, pewnie łatwiej będzie zadeklarować: „gramy o coś”. A o co? Dziś jest w lidze 5-7 zespołów mocniejszych od nas, ale – patrząc na wyniki meczów z tymi mocniejszymi – chyba idziemy w dobrym kierunku. Chciałbym więc na przykład, żeby Górnik 2 maja przyszłego roku zagrał przed 60 tysiącami ludzi w Warszawie w finale Pucharu Polski.
- Zadowolony jest pan z kształtu personalnego drużyny?
- Nie jestem zadowolony z faktu, że strzelamy tak mało goli. Różnica między bramkami zdobytymi a straconymi jest zbyt wielka. Brak mi napadziora, który owszem, może mieć słabszy dzień, ale w następnej kolejce jednak odda ci to, co nie wyszło wcześniej. Widzimy jednak, że nasi napastnicy się rozkręcają i gorąco liczymy na ich strzelecką formę. Ważne dla całej drużyny jest także to, by ciężar zdobywania bramek rozłożony był na większą ilość zawodników. Najlepszy tego przykład to dwa gole Daisuke Yokoty w ostatnim meczu.
- Do półmetka rozgrywek zostało jeszcze pięć kolejek. Jaki dorobek będzie dla pana satysfakcjonujący?
- Nie chcę spekulować, ale wszystko, co powyżej dwudziestu punktów, da w miarę spokojną zimę. I nieco spokojniejsze okienko transferowe. Na dzień dzisiejszy monitorujemy i analizujemy rynek pod kątem potencjalnych wzmocnień.