- Gdy jakiś czas temu wsiedliśmy z kolegami do kopalnianej szoli (windy – dop. aut.), pomyślałem sobie: „Rany, ci ludzie, którzy tu pracowali, musieli mieć odwagę”. Zdecydowanie bardziej wolę kopać piłkę niż węgiel – Janża nie krył, że niegdysiejsza wizyta całej drużyny w zabrzańskiej kopalni „Guido” (dziś stanowiącej muzeum górnictwa) wywarła na nim ogromne wrażenie. W ojczystej Słowenii takich miejsc przecież nie uświadczy.
Jan Urban o polskim duecie w szatni Barcelony, z humorem i dystansem. Tak postrzega Wojciecha Szczęsnego
Dla Urbana natomiast cechownia kopalni Sośnica, w której we wtorek spotkał się z przedstawicielami załogi oraz z ratownikami górniczymi, nie jest niczym niezwykłym. Barbórka była u niego w domu świętem rodzinnym: górnikiem w kopalni „Bierut” był ojciec szkoleniowca zabrzan, pod ziemią pracowali także jego dwaj bracia. A on w swym zawodowym CV – jako dyplomowany technik-górnik - ma zatrudnienie w kopalni „Kościuszko” w Jaworznie i „Czerwone Zagłębie” w Sosnowcu.
- W okresie gry w Zabrzu też prowadzony byłem na kopalni. Której? Do dziś… nie wiem. Dowiem się przy załatwianiu dokumentów na emeryturę – śmieje się szkoleniowiec Górnika. Cóż, formuła „zakładów opiekuńczych”, zatrudniających sportowców na etatach, była powszechna dla PRL-u…
Żadnej roboty się nie boi? Takiego Lukasa Podolskiego jeszcze nie widzieliście
Nie zawsze jednak wszystko układało się po myśli piłkarzy. Fakt zatrudnienia w danym zakładzie czasami bywał „biczem” na nich. - Kiedy w trzecioligowej Victorii Jaworzno przegraliśmy parę meczów, zamiast prac porządkowych na stadionie, jakie wykonywaliśmy na co dzień, „zapraszano” nas do kopalni. Pod ziemię nie zjeżdżaliśmy, ale przez jakiś czas odrabialiśmy szychtę na powierzchni. Jaką? Na przykład ładowaliśmy do wózków drewniane belki, które pełniły potem rolę sztompli w podziemnych chodnikach – wspomina Jan Urban.
Od gospodarzy wtorkowego spotkania goście z Roosevelta otrzymali pyrlik i żelosko, czyli górniczy młotek i kilof - historyczne atrybuty każdego górnika. Sośnica zaś – przypomnijmy – to miejsce ważne dla innego dzisiejszego zabrzanina. To tu w pierwszych latach swego życia mieszkał - zakochany do dziś w Górnym Śląsku - Lukas Podolski. I to w tutejszej kopalni zatrudniony był jego ojciec Waldemar. Choć i on – jak Jan Urban – swoje dniówki górnicze odpracowywał na obiektach sportowych.