Ivan Djurdjević

i

Autor: Przemysław Szyszka/Super Express

Serbski trener „Kolejorza” rządzi zespołem twardą ręką. Ivan Groźny trzęsie Lechem

2018-07-19 4:00

- Jadę po bandzie i dobrze mi z tym - mówi nam trener Lecha Ivan Djurdjević (41 l.). Serb opowiada o swojej karierze, wizji Lecha, ciężkiej pracy i niezadowolonych piłkarzach. Zapowiada też dwa kolejne transfery.

„Super Express”: - Jak się zostaje trenerem Lecha?
Ivan Djurdjević: - Pierwsze kursy trenerskie robiłem już mając 25 lat, wiedziałem co chcę robić, kiedy przestanę grać. Dziś widzę, że każdy mój krok w piłce przygotowywał mnie do tego by zostać trenerem pierwszej drużyny Lecha.

- Zasłużył pan na to?
- Idę przez życie biorąc to co daje, bez narzekań i kapryszenia. Zawsze wybierałem te trudne rozwiązania, tak było całą piłkarską karierę. Tak wyjechałem do Hiszpanii, czy Portugalii, tak też trafiłem do Lecha. Miałem wtedy trzy oferty, a wybrałem Polskę, o której wiedziałem tylko tyle, ile z lekcji historii. Niektórzy mówili - nie wiesz co cię tam czeka, nie jedź tam, ale ja wybieram zawsze trudną drogę, bo wiem, że tylko tak mogę się rozwinąć. Cały czas jadę po bandzie i potrzebuję tego, taki po prostu jestem.

- Jakim trenerem jest Ivan Djurdjević?
- Jestem trenerem, który ma służyć zespołowi. Jestem gotów dać drużynie wszystko i chcę żeby oni dali z siebie wszystko, nie dla mnie tylko dla klubu. Od siebie i sztabu wymagam dużo, jesteśmy po to, żeby rozwijać tych piłkarzy, pomagać im, ale też po to, żeby wymagać. Mamy taki model: kibice na stadionie są bardzo wymagający, więc żeby się dobrze przygotować na treningach wymagania odnośnie wysiłku są dwa razy większe. Powiedziałem piłkarzom, że zajęcia będą tak ciężkie, że mecze będą przy nich jak wypoczynek.

- Nie za ostro?
- Nie chodzi o to, żeby zajechać zespół, ale żeby przejść na inny poziom świadomości. Jeżeli chcemy dokonać rzeczy, których nigdy nie dokonaliśmy musimy postępować inaczej niż do tej pory. Zaangażowanie i ciężka praca wpływają także na charakter, dodają pewności siebie. Chcemy być jednolitą grupą, która sobie ufa i polega na sobie nie tylko kiedy jest dobrze, ale przede wszystkim kiedy pojawiają się kłopoty, bo czasem tak właśnie w życiu bywa.

- Jak reaguje na to drużyna?
- Zmiany oznaczają nowe oczekiwania i przekonywanie, bo każdego w życiu możemy przekonać. Każdy kogoś przekonuje, a drużyna musi teraz przekonać swoich kibiców, że tak jak oni, jest najlepsza w Polsce. Wiadomo, że wychodzenie ze swojej strefy komfortu to boli, ale wychodząc z niej można wiele osiągnąć i wiele zdobyć. Piłkarze muszą mieć przekonanie, że nasza ciężka praca jest dla nich, żeby stali się lepsi.

- Jaki cel stoi przed drużyną?
- Wygrać każdy dzień. Nie mówię tego, by unikać odpowiedzialności, ale wygrywać trzeba każdy dzień, każdy trening. Trzeba codziennie wychodzić na boisko, wykonywać swoją pracę i dopiero zasłużyć sobie na to, żeby wygrać mecz.

- Pierwszy mecz już za panem, jak było?
- Emocje są ogromne, ale nie ma strachu. Ważne, żeby na początku nasza praca przełożyła się na wynik, żebyśmy poczuli, że przynosi efekty. Ja jestem do tego przekonamy, ale przekonać muszą się jeszcze zawodnicy, najlepiej właśnie wygrywając. Wielkie emocje, od rana mnóstwo pytań w głowie: czy to i tamto robiliśmy, czy przekazaliśmy wszystko co trzeba. Bardzo lubię ten stan, kiedy żyje się w pełni piłką nożną, wieczorem byłem już tak zmęczony, że nie miałem problemów z zaśnięciem.

- Plan na grę Lecha?
- Przede wszystkim musimy mieć zespół, który jest agresywny z piłką i bez piłki, jest odważny, nie poddaje się i walczy zawsze do końca. Chcemy grać widowiskowo, kontrolować przebieg meczu i wygrywać. Wiem jednak, że dobre rzeczy przychodzą w życiu trudniej. Jest nawet tak łacińska sentencja - początki zawsze są trudne, więc zapewniam, że cokolwiek się będzie działo, jedna porażka, czy pięć zwycięstw nie zmieni naszej filozofii. Jestem przekonany do tej koncepcji i dopóki będziemy mieli czyste sumienie, że wykonaliśmy naszą pracę tak jak trzeba, nie mam się o co martwić. Nie będę przejmować się rzeczami, na które nie mam wpływu.

- Ma Pan wpływ na transfery?
- Oczywiście, pracujemy nad tym bo wiemy, że ta drużyna potrzebuje wzmocnień. Chcemy sprowadzić jeszcze minimum dwóch piłkarzy, ale takich, którzy podniosą poziom, pomogą nam wspiąć się wyżej. Czasami na dobrych zawodników trzeba poczekać, ale ja nie nie mogę przecież powiedzieć: czekamy na transfery. Mamy grupę piłkarzy, których mam rozwijać i to jest moja codzienna praca i moje zadanie. Nie chcę też mieć zbyt dużej liczby graczy, więc to czy będzie też trzeci transfer, jeszcze się okaże.

- Duża grupa, to więcej niezadowolonych?
- Niezadowolonym to można być w domu, a potem trzeba przyjść do roboty i dawać z siebie wszystko. Piłkarze dostają pensje za to, żeby być gotowym do gry i tego oczekuję od wszystkich. Zależy mi jednak, żeby każdy czuł się tej drużynie potrzebny, a przy dużej liczbie zawodników to może się nie udać. Wtedy jest inna motywacja i trzeba gonić do pracy, kiedy ludzie czują się potrzebni, są przygotowani do grania.

- Czy sprowadzony Portugalczyk Tiba ma zostać gwiazdą Ekstraklasy?
- Gwiazdą ligi ma zostać Lech. Kiedy drużynie dobrze idzie to w naturalny sposób pojawiają się w niej liderzy. Wiem, że mocny, jakościowy Lech będzie rozwijać jednostki i zespół wyczuje, kto się wyróżnia, kto jest na boisku postacią wiodącą. Ten lider wciąż będzie jednak częścią drużyny i da jej dodatkową moc. To nie jest tak, że ktoś wybija się na drużynie, tylko drużyna tworzy tego lidera. Piłka nożna to uczciwa gra - daje nam to, na co zasługujemy.

Najnowsze