Pierwsza połowa była popisem gości. Kiedy bramkarz Wisły Mariusz Pawełek puścił klasycznego "pawełka", czyli komicznego gola, które przytrafiają mu się niezwykle często, piłkarze Cracovii uwierzyli, że wreszcie mogą ograć odwiecznych rywali. Grali odważnie, agresywnie i szybko.
- Nie mogliśmy sobie z nimi zupełnie poradzić - narzekał obrońca "Białej Gwiazdy", Arkadiusz Głowacki. - W przerwie jednak zmobilizowaliśmy się, powiedzieliśmy sobie, że ta nasza bezradność musi się skończyć.
Sygnał do ataku dał Radosław Sobolewski (32 l.), pokonując atomowym uderzeniem Marcina Cabaja. Przez 20 minut "Pasy" próbowały jeszcze nawiązać walkę z rozpędzającymi się rywalami. Później jednak na ich głowy posypały się kolejne nokautujące ciosy.
Wisła przełamała niemoc, wygrała "świętą wojnę" o panowanie w Krakowie i wciąż liczy się w walce o mistrzostwo. Ma tyle samo punktów co Legia, a do prowadzącego w tabeli Lecha traci tylko trzy "oczka". W następnej kolejce jedzie do Poznania, gdzie dojdzie do starcia starego mistrza z "Kolejorzem", który chce zabrać "Białej Gwieździe" koronę.
- Obawialiśmy się, że po stracie Pawła Brożka będziemy mieli problemy ze strzelaniem goli, ale okazało się, że bez niego też potrafimy być bardzo skuteczni - cieszył się Rafał Boguski.