SZOKUJĄCA historia Sretena Sretenovicia: Nic mnie nie złamie, przeżyłem wojnę!

2015-09-18 17:19

Chyba żaden piłkarz Ekstraklasy nie przeżył w dzieciństwie takiego dramatu jak on. Defensor Cracovii Sreten Sretenović (30 l.) mieszkał w Belgradzie, kiedy stolica Serbii ogarnięta była wojną. - Skoro ją przeżyłem, to już nic mnie nie złamie - mówi Sretenović, uznawany za największego twardziela w lidze.

"Super Express": - Twoje dzieciństwo przypadło, gdy na Bałkanach toczyła się wojna. Jakie masz wspomnienia?
Sreten Sretenović (30 l., Cracovia): - Dzielę ją na dwa okresy. Gdy się zaczęła miałem siedem lat. Na szczęście u mnie w rodzinie nikt nie zginął. Drugi okres przypada na 1999 rok. W telewizji podawano komunikaty, że NATO szykuje naloty na Serbię. Nie wierzyłem, że do tego dojdzie. Ale pewnej nocy zaczęły wyć w Belgradzie syreny. Wskazano nam miejsce, gdzie mamy uciekać, gdy będą naloty. Dwa dni spędziliśmy w tunelu. Było tam nawet ze dwa tysiące osób.

- Bałeś się?
- Tak. Bomby zrzucane przez NATO spadały wszędzie, choć celem były budynki rządowe. Siedząc w tunelu, do którego się schroniliśmy, słyszeliśmy wybuchy. W naszym mieszkaniu po powrocie zastaliśmy okna bez szyb. To efekt eksplozji.

- Jak reagowali dorośli?
- Zachowywali spokój ze względu na dzieci. Nie chcieli okazywać strachu przed nami. Nie panikowali. Miałem 14 lat, było tam wielu moich kolegów. Dzięki nim łatwiej było przez to przejść.

- Dlaczego zostałeś piłkarzem? Ktoś w twojej rodzinie grał w piłkę?
- Ojciec był napastnikiem, grał w drugiej lidze. Był szybki i bardzo waleczny. Zadziorny, wszędzie go pełno było. Jako dzieciak patrzyłem na niego, chciałem być taki jak on. Mieszkaliśmy obok stadionu Partizana.

- To po tacie jesteś takim twardzielem?
- Waleczne geny odziedziczyłem po pradziadku. To on zawsze był stawiany mi za wzór. Był wielkim patriotą, uczestniczył w I wojnie światowej. Był ranny. Została mu pamiątka w postaci "dziury" w ciele. Ja walczę na boisku, poza nim jestem łagodny.

- Kiedyś mówiono o tobie: to będzie nowy Nemanja Vidić. Co poszło nie tak: to kwestia "głowy" czy braku szczęścia?
- Moja "głowa" zawsze była... dobra. Nic nie mogę sobie tutaj zarzucić. Wszystko było właściwe. Ale te kontuzje w najważniejszych momentach... Przecież przez problemy z kręgosłupem straciłem blisko 1,5 roku. Pierwsza operacja wyłączyła mnie na 8 miesięcy. Po powrocie nie mogłem biegać. Zacząłem ostro trenować i... nie miałem czucia w prawej nodze. Ból nie ustępował. Potrzebna była druga operacja, przez którą wypadłem ponownie na 8 miesięcy. Była konieczna, bo lekarz nie chciał dać zgody na treningi.

- Z jakimi znanymi dziś piłkarzami występowałeś w juniorskich reprezentacjach Serbii czy Rad Belgrad?
- W kadrze juniorów byli min. Aleksandar Kolarow z Manchesteru City czy Dusko Tosić z Besiktasu. W Rad Belgrad występowali m.in. Nenad Tomović z Fiorentiny i Filip Dordjević z Lazio. Byłem kapitanem Rad Belgrad. Miałem 21 lat i byłem... najstarszy. Nie było w tym klubie pieniędzy, ale nie oto chodziło. Byliśmy młodzi, chcieliśmy grać, pokazać się i wyjechać z Serbii. Marzyłem o Włoszech.

- Zamiast Włoch był za to transfer do Portugalii. Dlaczego nie przebiłeś się w Benfice Lizbona?
- Gdy przychodziłem trenerem był Fernando Santos. Zaznaczył, że duet środkowych obrońców będą tworzyli David Luiz i Luisao. Miałem być cierpliwy i spokojnie czekać na szansę. Grałem w meczach towarzyskich. Jednak już po pierwszej kolejce Santos został zwolniony. Zastąpił go Jose Antonio Camacho. Stwierdził, że transfer z Serbii do Benfiki to duży przeskok. Usłyszałem od Hiszpana: Lepiej będzie, jak pójdziesz na wypożyczenie do innego klubu, bo tam będziesz grał regularnie. Jeśli się sprawdzisz to wrócisz do Benfiki". Tak też zrobiłem.

Zobacz: Patryk Lipski: Ze mną w składzie nie ma LIPY

- Z Benfiki trafiłeś do Polski. Jak wyglądały negocjacje z Zagłębiem Lubin?
- Menedżer powiedział, że klub jest mistrzem Polski, że walczy w eliminacjach Ligi Mistrzów ze Steauą Bukareszt. Pasowało mi to. Skoro to był wtedy najlepszy klub w Polsce to uznałem, że warto tam trafić. Zgodziłem się, nie pytałem o nazwę klubu. Już taki jestem, że decyzje podejmuje od razu. Bo te pierwsze wybory zawsze są najlepsze. Nigdy nie kombinowałem, nie czekałem na to, że inny klub zaproponuje mi lepszą ofertę. Skoro ktoś mnie chce i mi to odpowiada to idę tam grać. Trafiłem do Zagłębia na rok i nie żałuję. To był dobry wybór. Podobnie było z ofertą z Cracovii. Byłem w Korei Południowej, ale powiedziałem menedżerowi, że chcę wracać do Europy.

- Czy po występach w Polsce był w ogóle temat powrotu do Lizbony?
- Trener Benfiki przyjeżdzał do Polski. Był m.in. na meczu pucharowym z Legią. Gdy rozmawiano ze mną to słyszałem, że wszystko jest dobrze i że po rocznym wypożyczeniu wracam do Lizbony. Jednak po sezonie pojawiła się oferta z Timiszoary.

- Transfer do Rumunii to błąd?
- Wszyscy mi mówili: nie idź tam. To Rumunia, lepiej już wróć do Serbii. Ale nie posłuchałem. Byłem zadowolony. Dostałem dobre pieniądze. Nie żałuję. Do domu w Belgradzie miałem 1,5 godziny. Wszystko było dobrze do momentu, gdy dostałem czerwoną kartkę. Podpadłem tym trenerowi. Wypadłem ze składu. Po pół roku trzeba było odejść. Poszedłem do Rosji, ale w Kubaniu Krasnodar nie było lepiej. Słabo zagrałem w jednym z meczów, z Rubinem Kazań. Trener kazał obrońcom zagrywać piłki do napastnika. Poza tym przytrafiły mi błędy przy wyprowadzaniu po których straciliśmy gole.

- Od razu z ciebie zrezygnowali?
- Trener powiedział, że odsyła mnie na ławkę rezerwowych, bo potrzebuję czasu, aby przystosować się do wymogów w lidze rosyjskiej. Nie chciałem siedzieć na ławce. Dlatego przyjechałem do Polski, znowu do Zagłębia Lubin. I w meczu z Wisłą w Lubinie zerwałem więzadło krzyżowe w lewej nodze. Nie grałem przez dziesięć miesięcy.

- Tak długo się leczyłeś?
- Do gry byłem przygotowany dużo wcześniej. Trenerem Kubania był już Dan Petrescu, który zbudował dobry zespół. Mieliśmy naprawdę dobrych zawodników w obronie i ciężko było wskoczyć do składu. Byłem zdrowy, ale nie dostawałem szansy. W końcu zagrałem w Pucharze Rosji. Właśnie po dziesięciu miesiącach od momentu zerwania więzadła w Lubinie.

- Bez problemów udało ci się rozwiązać kontrakt z Kubaniem?
- Powiedzieli mi, aby sam sobie szukał klubu. Jednak jak nie grasz przez dziesięć miesięcy to nie jest tak łatwo znaleźć nowy zespół. Do Serbii nie chciałem wracać. Nic nie miałem. W końcu rozwiązałem kontrakt. Nie chciałem mieć takich przejść, jak jeden z kolegów. Został pobity, straszono go pistoletem, bo nie chciał odejść na warunkach, które przedstawiło mu... dwóch nieznajomych. Powiedział im, że mogą go zabić, ale nie zrobi tego. Ale w końcu rozwiązał kontrakt.

- Co będzie sukcesem dla Cracovii w tym sezonie?
- Awans do najlepszej ósemki Ekstraklasy i zajęcie w niej jak najwyższego miejsca. Mamy mocny zespół. Tak się czujemy. Jestem pewien, że możemy być jeszcze silniejsi.

 

Nasi Partnerzy polecają

Najnowsze