"Super Express": - Mówi pan o wierze, a pana piłkarze w każdym meczu grają niezwykle ostro. Co to ma wspólnego z chrześcijańską ideą miłości bliźniego?
Leszek Ojrzyński: - Nie wnikam, w co wierzą moi piłkarze. Na boisku mają walczyć. To ich obowiązek! Dla mnie i mojej rodziny wiara to podstawa, nie wyobrażam sobie życia w oderwaniu od Kościoła. Nieraz Pan Bóg mi pomógł i nigdy się od wiary nie odwrócę. Ale nie lubię o tym mówić, bo to, w co człowiek wierzy, to jego prywatna sprawa.
- W czym tkwi tajemnica waszego sukcesu w meczu z Legią?
- W drużynie. Widzieliście, jak to wyglądało na boisku? Jeden za drugiego dałby się zabić. Ambicja, wola walki i charyzma. To cechowało moich chłopaków. Dali z siebie 120 procent. Legia wcale nie była od nas słabsza. O wyniku zdecydowały determinacja i chęć zwycięstwa. U nas były większe.
- W pierwszej połowie z powodu kontuzji z boiska zeszli Marcin Żewłakow i Paweł Sobolewski. Może w okresie przygotowawczym zajechał pan drużynę i stąd te kontuzje?
- Widział pan, na jakim boisku graliśmy?! Takie płyty to przyczyna kontuzji! Poza tym całą zimę trenowaliśmy na sztucznych murawach. One też nie pomagają zawodnikom w zachowaniu zdrowia.
- Kto będzie mistrzem Polski?
- Mimo wszystko Legia, która ma największy potencjał. Przez nasze zwycięstwo liga będzie ciekawsza, ale nie sądzę, by Legia oddała prowadzenie w tabeli.
- A o co gra Korona?
- O 24 punkty, które są do zdobycia wiosną. Chcemy powtórzyć wynik z poprzedniego sezonu. Po dobrym początku chciałoby się więcej, ale jeśli uda nam się osiągnąć tyle samo, co wiosną ubiegłego roku, to będę zadowolony.