- Z wysokości trybun wasza gra była kompletną katastrofą. Z płyty boiska perspektywa jest podobna?
- Porażka 0:3 z Piastem w meczu, w którym nie udało się nam stworzyć ani jednej sytuacji bramkowej, to dramatyczna sprawa. To wstyd! Wstyd dla każdego z nas, dla mnie również. Nie ma nas w pucharach europejskich, odpadliśmy z Pucharu Polski, zostaje nam już w tym sezonie tylko liga.
- To najgorszy mecz Rakowa za pańskiej w nim kadencji?
- Tak. Najgorszy, jaki pamiętam. Nie wiem, dlaczego tak to wyglądało na boisku. Nie było ambicji. A gra bez ambicji to największy grzech.
- Gdyby nie pan, porażka byłaby jeszcze wyższa.
- Ratuję, ile mogę, bo zawsze zostawiam dla tego klubu wszystko, co mam najlepszego. Tym razem nie wystarczyło.
- Powiedział pan: „najgorszy mecz”. A czy to dziś także najgorszy czas od chwili, kiedy pan dołączył do drużyny?
- Może... Musimy się skupić. Czuję, że potrzebna nam rozmowa i z trenerem, i między sobą. Na szczęście mamy pięć dni do meczu z Lechem.
- Ma pan wrażenie, że w te pięć dni trener jest w stanie pozbierać zespół?
- Myślę, że tak. Tym bardziej, że to nie trener przegrał ten mecz. Przegraliśmy go my na boisku. Oni – trenerzy, sztab – mogą nas przygotować najlepiej, jak się da, ale to my jesteśmy aktorami na boisku. Sposób, w jaki traciliśmy gole w tym meczu, jest brakiem szacunku dla tych, którzy z nami pracują. Więc powtórzę: to najgorszy mecz od czasu, jak jestem w Częstochowie. Nie może się powtórzyć.
- To dobrze, że od razu jest okazja do rehabilitacji w postaci wspomnianego ligowego meczu z mocnym Lechem?
- Dobrze. Ale musimy się skupić. Pogadać między sobą. Bo we wtorek nie wyglądaliśmy jak drużyna. Potrzeba nam wygranego meczu – najlepiej z takim przeciwnikiem, jak Lech – by przywrócić tę atmosferę, która przez ostatnie sezony była siłą Rakowa. To proste: jeśli wygramy z „Kolejorzem”, wróci wiara, że idziemy na mistrza. Ale jeśli przegramy...