To był mecz z podtekstami. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem atmosferę podgrzewał trener GKS Maciej Bartoszek, który lekceważąco wypowiadał się o piłkarzach Widzewa. A jego zawodnicy mówili, że pojedynek z Widzewem to derby, więc dla nich najważniejszy mecz sezonu. - Derby to my gramy z ŁKS – odpowiadali łodzianie.
Ta nerwy przeniosły się na boisko, gdzie więcej było wzajemnych złośliwości, prowokujących - zwłaszcza ze strony gości - gestów, niż dobrej gry w piłkę. Sytuację na boisku szybciej opanowali widzewiacy i w 34. minucie jako pierwsi cieszyli się z gola.
Przeczytaj koniecznie: Michał Listkiewicz: Zamykanie stadionów pokazuje bezradność władzy
Z rzutu rożnego dośrodkował Budka, piłka trafiła prosto na głowę Bieniuka, który strzelił w stronę bramki. Tuż przed nią futbolówkę trącił Piotr Grzelczak i trybuny oszalały.
Po przerwie Widzew powinien podwyższyć prowadzenie, ale łodzianie pudłowali w nieprawdopodobnych wręcz sytuacjach. I to się zemściło. W samej końcówce meczu wyrównującego gola zdobył Dawid Nowak.
Widzew – GKS Bełchatów 1:1 (1:0)
1:0 Grzelczak, 34. min, 1:1 Nowak, 86. min.
Sędziował: Dawid Piasecki 3, Widzów: 7500