Po dwuletniej przerwie finał Pucharu Polski wrócił na PGE Narodowy. Dotychczas 2 maja w Warszawie zawsze był wielkim świętem i namiastką tego, jak wyglądają najważniejsze mecze w sezonie w najlepszych ligach świata. Kibice zawsze dopisywali, a że doping i oprawy na polskich stadionach są na najwyższym poziomie, było to wartością dodaną do finału.
Potworne burdy przed finałem Pucharu Polski. Policja zabrała głos. Byli ranni, ucierpiał także koń
Kulesza stanowczo po skandalu. Słowa prezesa nie zostawiają wątpliwości
W tym roku miało być podobnie. Niemal pewne było, że kibice Lecha Poznań i Rakowa Częstochowa stworzą niezapomnianą atmosferę. Ale tak się nie stało. Zamiast tego byliśmy świadkami wielkiego skandalu, a piłkarskie święto w dużej mierze zamieniło się w farsę. Z powodu decyzji władz m. st. Warszawy i Komendy Miejskiej PSP fani nie mogli wejść na stadion z flagami większymi niż 2m x 1,5.
Tym samym sektor fanów z Poznania świecił pustkami, a pod bramami obiektu dochodziło do dantejskich scen. Z komunikatu policji wynika, że rannych zostało dwóch funkcjonariuszy i ucierpiał również koń policyjny. Do całej sytuacji odniósł się Cezary Kulesza. Prezes PZPN w rozmowie z portalem Interia.pl zajął jasne stanowisko.
Prezes PZPN wyraził się jasno. Jest po stronie kibiców
- Fakty są takie, że jako PZPN zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy, aby odwołać się o decyzji miasta. Rozmawiałem z wiceprezydentem Warszawy, przedstawialiśmy nasze argumenty komendantowi miejskiemu Państwowej Straży Pożarnej, interweniowaliśmy w Komendzie Głównej. Ale wszyscy byli nieugięci i podtrzymali decyzję - decyzję dla mnie niezrozumiałą- wyjawił Kulesza.
- Słyszałem, że krzyczeli "jeb** PZPN", mi też się trochę dostało, ale nie mam za to żadnych pretensji. Wiem jaka była frustracja kibiców, którzy przejechali setki kilometrów. Rozumiem ich. Byłem prezesem klubu, poznałem ich, wiem, że kochają te kluby. Dlatego jestem z nimi. Bo ja też jestem wściekły - przyznał prezes PZPN.