"Super Express": - Jak przeżyłaś porażkę ze Słowacją?
Sylwia Dekiert: - Nie spodziewałam się, że będzie ona aż tak dotkliwa. I nie mówię o wyniku, a o tym jak nasi piłkarze się zaprezentowali. Wszyscy mówili, że tym razem balonik nie był tak bardzo napompowany, ale przecież wierzyliśmy w tę drużynę, że tym razem mecz otwarcia ich uskrzydli, a nie podtopi. Zawodnicy mówili o wspaniałej atmosferze na zgrupowaniu, że nigdy wcześniej nie było tak dobrze. Nie mieliśmy powodów, by im nie wierzyć, bo o tym dobrym klimacie mówił jeden z naszych liderów - Wojciech Szczęsny. Pytanie dlaczego tego dream teamu nie widzieliśmy później na boisku w meczu ze Słowacją?
- Wierzysz w to, że Polacy mogą się podnieść i nawiązać walkę z Hiszpanią?
- Na konferencji prasowej usłyszeliśmy od Jana Bednarka, że udowodnią, iż jesteśmy mocną drużyną, że będziemy jak polska husaria. Wszyscy kibice w naszym kraju bardzo tego chcą, ale to jest bardzo odważna deklaracja, bo jeśli zagrają tak jak ze Słowacją, to będzie im to bezlitośnie wypominane. Mam nadzieję, że się zmobilizują, bo nie mają już nic do stracenia. Muszą zaryzykować i pójść na całość, odnaleźć w sobie radość z gry i determinację posuniętą do granic, wtedy z pewnością zobaczymy na boisku w Sewilli inną reprezentację Polski.
- W meczu ze Słowacją prowadziłaś studio, teraz w Sewilli będziesz reporterką. W której roli czujesz się lepiej?
- By w trakcie takiego turnieju jak Euro być ciągle dobrze przygotowanym, trzeba obejrzeć wszystkie mecze od początku do końca. Staram się właśnie tak robić, ale kosztuje mnie to więcej wyrzeczeń i nieprzespanych nocy. Nadrabiam zaległości dopiero wtedy, gdy cała trójka moich dzieci pójdzie spać. A skoro mam wybierać, to stawiam na reporterkę. Jestem wtedy bliżej ludzi.
- Jesteś dziennikarką na pełen etat, ale też mamą na pełen etat. Trudno to pogodzić?
- Najtrudniej było mi teraz zostawić Lukę, który ma dopiero 6 miesięcy. Oczywiście w ostatnich latach zdarzyło mi się wyjeżdżać nawet na 10 dni przy okazji przygotowywania programów "Orły sportu", bo trzeba było np. polecieć do USA, ale Igor miał 3 lata, a Dorian - 9. Ta rozłąka nie była aż tak bolesna także dla nich, bo byli starsi. Teraz synowie są u babci i dziadka, a Luka został z nianią i całe szczęście jeszcze nie rozumie, że mama wyjechała, że taty też nie ma, bo Slawek też pracuje przy produkcji transmisji Euro. Trzeba przyznać - czasami ta praca bywa niewdzięczna. Niania regularnie wysyła nam zdjęcia, filmy i widzę, że Luka jest szczęśliwy. Prosto z Sewilli miałam lecieć do Petersburga, ale nie jestem gotowa żeby zostawić dziecko na 7 dni. W związku z tym wracam z Sewilli do domu na dosłownie 18 godzin, po to żeby wycałować jego małe stópki i dopiero potem wsiadam w samolot do Rosji.
- Z którym z ekspertów w TVP pracuje ci się najlepiej?
- Musiałabym wymienić wszystkich, bo mamy naprawdę kapitalnych ekspertów i nie jest to cukrowanie z mojej strony. Sebastian Mila i Robert Podoliński odkąd pojawili się u nas w TVP Sport - dla mnie numer jeden. Błyskotliwi, zawsze przygotowani, wzorowi eksperci. Jest też kilka odkryć, jak Rafał Gikiewicz, Jakub Wawrzyniak, którymi są wszyscy zachwyceni w redakcji. Profesjonalnie przygotowują się do studia. Zresztą jak większość. Nikt nie przychodzi z pustymi rękoma, nikt nie wchodzi do studia „z marszu”. Niektórzy z nich prowadzą nawet zeszyty, gdzie flamastrami zaznaczają sobie najważniejsze informacje. Mnie to cieszy, bo nie tylko ja przygotowuję się dwa dni do meczu, ale i oni nie idą w byle jakość. Chcą wypaść jak najlepiej, zbierają informacje, szukają ciekawostek. No i trzeba wspomnieć też o Januszu Michalliku, który jest "top of the top". Ten amerykański styl bycia, celne spostrzeżenia, czasami kontrowersyjne i to jak potrafi rozluźnić atmosferę przed wejściem do studia - bezcenne. Czasami muszę ich wszystkich uspokajać, bo wejście za 5 sekund, a oni się śmieją, żartują itd.
Te SEKSBOMBY życzą Polakom klęski w Sewilli! Zobacz ZDJĘCIA hiszpańskich WAGs
- Jak wyglądają twoje przedmeczowe przygotowania?
- Jak mam reporterkę, to zaczynam działać po meczu. Oglądam spotkanie, słucham tego, co mówią komentatorzy, wyciągam wnioski, a wszystko po to, by nie zadać pytania typu - "Jak wrażenia?". Z kolei przygotowanie do studia wymaga znacznie większego wysiłku. Jeżeli mam czas, to oglądam mecze, a że mam w domu wiele obowiązków, robię trzy rzeczy na raz. Obieranie warzyw na obiad, kołysanie wózka nogą, w którym zasypia Luka i jednocześnie oglądanie meczu - to da się zrobić! Do tego internet, który jest ogromnym źródłem informacji, ale też nie boję się prosić o pomoc kolegów z redakcji. Jeśli wiem, że jeden z nich np. specjalizuje się w piłce włoskiej, to nie mam problemu, żeby do niego zadzwonić i zapytać. Mogę liczyć na każdego w redakcji.
- Jest duże prawdopodobieństwo, że po meczu z Hiszpanią czekają cię trudne rozmowy z piłkarzami. Da się na coś takiego przygotować, czy to będzie żywioł?
- Trzeba być człowiekiem. To duża odwaga stanąć po przegranym meczu przed kamerą i odpowiadać na pytania. Nie można ich dodatkowo pogrążać. Zawsze staram się, by te pytania nie sprawiały dodatkowego bólu. Ok - przeanalizować mecz, ale nie dolewać oliwy do ognia. Ja nie jestem typem, który będzie głaskać, ale nie jestem też takim, który będzie kopał. Jest i tak wystarczająco dużo hejtu. Jeśli chcemy to zmienić, warto zacząć od siebie.
- To na koniec dwa pytania - kto będzie mistrzem Europy i jak zakończy się mecz Polski z Hiszpanią?
- Jeśli chodzi o typ na mistrza Europy to mam dylemat między Belgią, Francją a Włochami. Poczekajmy. A jeśli chodzi o nasz sobotni mecz, chciałabym zobaczyć drużynę, która chce i walczy. Węgrzy przegrali wyżej z Portugalią, a dostali od swoich kibiców brawa, bo dali z siebie wszystko. Mam nadzieję, że ostatnie starcie ze Szwecją nie będzie tylko o honor.
Zbigniew Boniek zaszokował kibiców jedną decyzją w sprawie Sousy. Totalne zaskoczenie