Polski napastnik rozpoczął na ławce rezerwowych.
- Nie byłem tym zaskoczony, bo jest nas czterech do dwóch miejsc w ataku - mówi "Super Expressowi" Sobiech. - Do przerwy przegrywaliśmy 0:1 i nic nam nie szło. Trener Slomka wpuścił mnie na boisko, żebym poderwał kolegów do walki.
Artur dał sygnał
Udało się to Arturowi znakomicie, bo wprawdzie Holendrzy strzelili jeszcze jednego gola (w 67. min), ale Sobiech dał sygnał do odrabiania straty. - Przejąłem w polu karnym strzał Rauscha, zobaczyłem, że bramkarz był w drugim rogu, więc spokojnie strzeliłem do siatki. Potem Holendrzy strzelili samobójczego gola, wybijając piłkę, która leciała w moim kierunku, i zrobiło się 2:2 - odtwarza polski snajper.
Po meczu Slomka mocno wyściskał polskiego napastnika. - Zbytnich czułości jednak nie było - śmieje się Sobiech. - Trener pogratulował mi tylko strzelenia gola.
Czekamy na kolejne bramki
Sobiech wierzy, że to dopiero początek jego strzeleckich zdobyczy.
- Czuję, że naprawdę jestem w formie - mówi Artur. - Świetnie idzie mi współpraca z węgierskim pomocnikiem naszego klubu Zoltanem Husztim.
W sobotę Hannover Sobiecha (obecnie 3. miejsce w Bundeslidze) gra na wyjeździe z ostatnim w tabeli Hoffenheim. Czekamy na kolejne gole, Artur!