Po wygranej 2:0 z Djurgardens IF w pierwszym meczu 1/8 finału Ligi Konferencji Europy, szanse na historyczny (w XXI wieku) sukces polskiej piłki klubowej są znaczące. Do Sztokholmu poznaniacy odlecą w środę, wracać do kraju będą zaraz po końcowym gwizdku, bez kolejnego noclegu po drugiej stronie Bałtyku. To, w jakich nastrojach powrócą, w pewnym stopniu zależeć będzie od skutecznych interwencji Filipa Bednarka. Choć – jak pokazał niedzielny mecz ligowy w Gliwicach – czasem nawet obroniony karny nie musi dać bramkarzowi pełnej satysfakcji, a drużynie – trzech punktów...
Kibice Kolejorza w Sztokholmie znów będą jednak patrzeć z nadzieją na Bednarka. - Mogą patrzeć – jak w każdym meczu. Ale gra cała drużyna i warto na całą drużynę spojrzeć, bo przecież atakować też będziemy. A jeśli piłka będzie blisko mnie, wtedy będę starał się interweniować – z właściwą sobie lakonicznością odpowiada na pytanie o stojące przed nim wyzwanie Filip Bednarek.
Na pewno natomiast nie boi się gorącej atmosfery na obiekcie rywala. - Piekło? Ja sobie myślę, że nikt takiego kotła, jakie potrafi rywalom zgotować nasza publiczność przy Bułgarskiej, nikt nam w Sztokholmie nie sprawi – odpowiada bramkarz Lecha.
Listen on Spreaker.