"Super Express": - Wynik pierwszego spotkania cię zaskoczył?
Kamil Biliński: - W Polsce mówicie, że Żalgiris to zespół z ligi ogórkowej, my jednak gramy swoje i pokazaliśmy Lechowi, że nie jest z nami tak źle. Na pięć meczów w Lidze Europejskiej wygraliśmy trzy i dwukrotnie zremisowaliśmy. Reprezentujemy Litwę i Wilno na europejskich salonach. Dla nas to wielka satysfakcja, bo nikt nie liczył, że zajdziemy tak daleko. A przed nami szansa na jeszcze większy sukces.
- Jak opiszesz atuty Żalgirisu?
- Jesteśmy przede wszystkim kolektywem. Nie mamy wielkich indywidualności, naszą siłą jest jedność. Każdy, kto gra czy wchodzi z ławki, jest częścią zespołu, który pracuje, by wygrywać.
- Lech was zlekceważył?
- Nie wydaje mi się. Raczej poznaniacy nie są w dobrej dyspozycji. Gdyby to był Lech w formie z zeszłego sezonu, na pewno mielibyśmy większy kłopot, żeby wygrać.
- Jak będzie w rewanżu w Poznaniu?
- To będzie bardzo trudny mecz. Lech ma obowiązek, żeby nas wyeliminować. Oni grają jednak pod presją. Daliśmy sygnał: "Nie skreślajcie nas, bo wszystko zweryfikuje boisko". Jeśli nie zostawisz na nim krwi i potu, nie możesz wygrać meczu. W Wilnie daliśmy z siebie wszystko i udało się dowieźć dobry wynik do końca.
- W Poznaniu czeka was nie tylko rewanż, ale i fanatyczni kibice...
- Doskonale zdajemy sobie sprawę, jak będziemy przyjęci. Na nasze mecze chodzi niewielu kibiców, a w Poznaniu może być i 40 tysięcy.
- Lech po pierwszym meczu dostał straszną burę od kibiców. To im pomoże?
- Żal mi było piłkarzy Lecha. Na pewno nie są w najlepszej formie, a kibice z Polski bardzo liczyli na dobry wynik. My jednak pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę i chcemy zrobić to jeszcze raz.
- Jak smakuje zwycięstwo nad Polakami?
- Dla nas było to wielkie wydarzenie. W Wilnie był pełen stadion, wielkie święto. Wszyscy dookoła rozdmuchali temat starcia mojego i polskiego trenera Marka Zuba z Polakami.
Nie przegap!
Eliminacje do LE
Lech - Żalgiris
Polsat Sport Extra, godz. 19