Jeżeli wygramy, wracamy do gry. Sprawa awansu do fazy pucharowej Ligi Europejskiej pozostanie otwarta. Chłopaki musicie tylko uwierzyć, że mamy lepszą drużynę niż Duńczycy - mobilizował swoich zawodników szkoleniowiec Białej Gwiazdy.
Piłkarze mu zaufali i... wygrali. Na skrzydle nie do zatrzymania był Małecki, który w podstawowym składzie zagrał po raz pierwszy od 25 września (kilka dni wcześniej po wyleczeniu kontuzji kostki zaliczył 15 minutowy epizod w ligowym spotkaniu ze Śląskiem Wrocław).
- Wróciłem ja, wróciła i stara, dobra Wisła. Pokazaliśmy, że potrafimy wygrywać z każdym i wszędzie - cieszył się "Mały", który w 28. minucie świetnym uderzeniem z dystansu podwyższył prowadzenie Wisły na 2:0. Wcześniej ładnym technicznym, strzałem gola zdobył Dudu Biton (23 l.). Strzelcy bramek serdecznie się wycałowali.
Po przerwie wiślacy na własne życzenie (fatalny błąd Lameya) napędzili sobie strachu, ale na szczęście skończyło się tylko na nerwach.
- Wygraliśmy zasłużenie, ale w drugiej połowie kilka razy serce zabiło mi mocniej - podsumował Kazimierz Moskal.
Moskal może się cieszyć, bo po wygranej w Danii Wisła ma jeszcze szanse na awans do fazy pucharowej LE. Tym bardziej że do gry wrócił największy gwiazdor drużyny Maor Melikson (zagrał w Odense od 82. minuty).
Aby awansować, krakowianie w ostatniej kolejce muszą na własnym boisku pokonać lidera grupy K Twente Enschede i liczyć, że Odense zremisuje albo wygra z Fulham w Londynie.