"Super Express": - Strasznie długo przyszło ci czekać na te puchary.
Marcin Robak: - Tak bywa. Najważniejsze, że debiutanckiego gola mam już za sobą. Wierzę, że na tym nie koniec i jeszcze w tej edycji będę miał okazję trochę dla Piasta postrzelać. Jak już dostaliśmy się do pucharów, to trzeba zrobić wszystko, by nie dać się z nich wygonić i pograć w Lidze Europejskiej jak najdłużej.
- Po losowaniu trener Marcin Brosz twierdził, że Piast jest faworytem starcia z Karabachem i bez problemów awansujecie do trzeciej rundy. Chyba się pomylił, bo pierwszy mecz przegraliście 1:2.
- Przed rewanżem daję nam 50 procent szans. Jeśli zagramy tak jak w pierwszej połowie na wyjeździe, gdzie mieliśmy okazje do zdobycia kolejnych bramek, to awansujemy. Strata jest niewielka, wystarczy nam 1:0. Azerowie pokazali, że - szczególnie w ofensywie - są groźni. Musimy być czujni, bo chwila nieuwagi może nas kosztować pożegnanie z marzeniami.
- Mimo że w poprzednim sezonie Piast był rewelacją Ekstraklasy i wywalczył awans do eliminacji Ligi Europy, to przez wielu krajowych rywali wciąż jesteście traktowani z przymrużeniem oka. Taki lekceważący stosunek musi być dla was denerwujący.
- W tamtych rozgrywkach Piast był beniaminkiem, klubem, który w skali całej ligi trudno było uznać za wielki. To zespół, który dopiero buduje swoją renomę. Żeby Piasta w Polsce szanowano, musimy zagrać kilka tak dobrych sezonów jak ten ostatni. Może niektórzy konkurenci nas jeszcze trochę nie doceniają, ale o lekceważeniu na pewno nie może już być mowy. Rywale wiedzą, że jak przyjeżdżają do Gliwic, to punkty będą musieli nam wyszarpać, bo prezentów nie rozdajemy.
- Kiedy grałeś w Koronie, po każdej zdobytej bramce ozdabiałeś głowę wygolonym paskiem. Jak uczcisz strzelenie gola - oby na wagę awansu - w dzisiejszym meczu?
- Pamiętam, że wtedy w Kielcach miałem wśród kibiców wielu naśladowców. Moja fryzura podobała się fanom. Może warto by do tego wrócić? Pomyślę o tym po rewanżu z Karabachem. Teraz najważniejsi są Azerowie.