Raków przegrywał w Sosnowcu już 0:3, ale wciąż – strzelając ledwie jednego gola – mógł wygrać ze Sturmem Graz korespondencyjny pojedynek o trzecie miejsce w grupie, dające możliwość dalszej gry, już w LKE. Zabrakło jednak skuteczności; chybiali fatalnie m.in. Ante Crnac i Marcin Cebula. Wcześniej – mimo dobrych okazji – w światło bramki nie trafił też Łukasz Zwoliński, który wyszedł na boisko w podstawowym składzie.
- Tworzenie sytuacji i strzelanie goli nie spoczywa na jednym zawodniku – tak Dawid Szwaga kwitował pytania o gracza z numerem „9”. - Oczywiście napastnika przede wszystkim rozlicza się ze strzelania bramek – to prawda. Ale ja go rozliczam także z innych elementów: utrzymywał dużo piłek, był bardzo aktywny, dobrze się poruszał w polu karnym. Generalnie Łukasz Zwoliński grał poprawny mecz – oceniał szkoleniowiec. - W moim odczuciu inni zawodnicy też mogli strzelić bramkę.
W sumie w sześciu grach fazy grupowej Ligi Europy częstochowianie tylko trzy razy trafili do siatki przeciwników. Lekarstwem na nieskuteczność nie okazał się na przykład ściągnięty w końcówce okienka transferowego Ante Crnac. - To zawodnik nieco inny od charakterystyki naszych dotychczasowych napastników. Obdarzony dużą szybkością, w poprzednim klubie głównie na skrzydle. Ale on potrzebuje jeszcze czasu i nauki, zwłaszcza na pozycji numer dziewięć – zauważał Dawid Szwarga.
Na koniec zaś bardzo brutalnie – i równie szczerze – spointował kwestię braku „łowcy goli” w swej ekipie. - Gdybyśmy chcieli ściągnąć napastnika szybkiego i strzelającego dużo bramek, musielibyśmy wydać grube miliony – podkreślił Szwarga.