Dobrze na "starych śmieciach" czuł się Sebastian Szymański. Były piłkarz Legii Warszawa, którego z trybun obserwował także selekcjoner Fernando Santos, starał się być aktywnym od pierwszych minut. Próby kombinacyjnej gry, strzałów z pola karnego czy zagrania ze stałych fragmentów gry nie były jednak w stanie złamać solidnej defensywy Szachtara.
Sebastian Szymański opuścił boisko w 72. minucie, ale ma prawo być zadowolonym ze swojego występu. Niestety, dla niego - wszystko, co najciekawsze w tym spotkaniu wydarzyło się, gdy już opuścił murawę. Feyenoord przeważał na boisku, ale przyjezdnym brakowało wykończenia lub... nieco szczęścia.
Goście mogli sobie pluć w brodę po kolejnej zmarnowanej sytuacji Lutsharela Geertruidy. Z kilku metrów próbował podawać zamiast uderzać będąc niepilnowanym tuż przed bramkarzem. Za moment Danilo Pereira prawie zaskoczył Trubina, ale ten wybił futbolówkę w ostatniej chwili, niszcząc marzenia nielicznych fanów Feyenoordu, którzy zdążyli podnieść ręce z radości po zdobyciu gola.
Na niespełna kwadrans przed końcem spotkania bramkę otwierającą spotkanie zdobył po stałym fragmencie gry Jarosław Rakicki. Feyenoord rzucił się do ataku i w końcu sforsował nieszczelną defensywę rywali. Po fatalnym pudle Jahanbakhsha, kilka minut później do bramki trafił Ezequiel Bullaude. W doliczonym czasie gry piłka znów znalazła się w siatce Szachtara, ale sędzia odgwizdał spalonego.
Losy awansu w parze Szachtar - Feyenoord wciąż są otwarte. Walka o ćwierćfinał wciąż trwa. Rewanż zaplanowano na czwartek 16 marca na godzinę 18:45. Sebastian Szymański nie powinien się martwić o miejsce na boisku!