Do 90. minuty spotkania na Signal Iduna Park, Malaga prowadziła 2:1 i była jedną nogą w półfinale LM. W doliczonym czasie gry gospodarze zdołali jednak odwrócić losy pojedynku i w ciągu 120 sekund zdobyli dwa gole potrzebne im do awansu. Kluczowe trafienie na 3:2 padło jednak po dwóch nieodgwizdanych przez sędziego liniowego spalonych.
- Jesteśmy wściekli, ponieważ ponownie jesteśmy ofiarami niesprawiedliwości. Złożymy do UEFA oficjalny protest na pracę sędziego. To wstyd, że w ćwierćfinale Ligi Mistrzów nie ma arbitra prezentującego poziom, na który zasługują piłkarze oraz kibice zarówno Malagi, jak i Borussii - zapowiedział dyrektor generalny hiszpańskiego klubu, Vicente Casado.
- Nasza skarga będzie wymierzona bardziej w UEFA niż samych sędziów. Liga Mistrzów to elitarne rozgrywki i poziom pracujących przy niej ludzi także powinien być elitarny. Podejrzewamy, że Michel Platini [szef UEFA - dop. red.] i inni ludzie z UEFA chcieli, żebyśmy odpadli. O wiele łatwiej wypchnąć z rozgrywek Malagę niż Real Madryt. Takie rzeczy dzieją się zawsze tylko wobec małych klubów - dodał Casado.
Gol na 3:2 dla Borussii nie był jednak jedynym poważnym błędem trójki sędziowskiej prowadzącej zawody w Dortmundzie. Trafienie na 2:1 dla Malagi również padło po „ofsajdzie”, a kilkanaście minut wcześniej z boiska za faul na Gamezie powinien wylecieć Marcel Schmelzer - co warto podkreślić, Niemiec nie otrzymał za to zagranie kartki, zamiast niego ukarany został... faulowany Gamez.