Wymarzony początek, potem było już tylko gorzej
Lizbończycy do wyjazdowego meczu z Marsylią przystępowali z kompletem punktów na koncie i chęcią przedłużenia swojej zwycięskiej passy. Wszystko zaczęło się dla nich wprost idealnie. Kibice zgromadzeni na Stade Velodrome nie zdążyli jeszcze dobrze usiąść na swoich miejscach, a goście po trafieniu Trincao już prowadzili. Jak się jednak okazało, były to jedynie miłe złego początki. Być może podopieczni Rubena Amorima wcale nie przegraliby tego meczu, gdyby nie kompromitujący występ ich bramkarza – Antonio Adana.
Dwunasty zawodnik Marsylii
Początek meczu zwiastował kolejną porażkę Marsylii w Lidze Mistrzów, wówczas z pomocą przyszedł im jednak Antonio Adan. Doświadczony golkiper w 13. minucie otrzymał podanie od jednego ze swoich obrońców. Tak długo zwlekał jednak z dalekim wybiciem, że nadbiegający Alexis Sanchez został przez niego… trafiony piłką! Ta poturlała się w kierunku bramki i po odbiciu od słupka wylądowała w siatce.
Hiszpan wcale nie miał jednak zamiaru na tym poprzestać i już 10 minut później zaprezentował drugi – tym razem już ostatni – akt swojego katastrofalnego występu. Tym razem zbyt pochopnie wyszedł przed własne pole karne, próbując ubiec jednego z piłkarzy Marsylii. Rywal okazał się jednak szybszy, co zakończyło się próbą lobu. Adan instynktownie odbił piłkę, problem w tym, że znajdował się już wówczas poza „szesnastką”. Arbiter sędziujący to spotkanie nie miał najmniejszych wątpliwości i ukarał bramkarza czerwoną kartką. Ostatecznie Sporting przegrał to spotkanie aż 1:4. Gole dla gospodarzy strzelali: Alexis Sanchez, Amine Harit, Leonardo Balerdi oraz Chancel Mbemba.