Osiem lat spędzone w Barcelonie było dla Alvesa najlepszym okresem w karierze. Uznawano go wówczas za najlepszego prawego obrońcę świata, a jego znakomita postawa pomogła zdobyć "Dumie Katalonii" mnóstwo trofeów. Poza boiskiem często szokował, ale nie dało się go nie lubić. Dlatego też zawsze budził wielką sympatię kibiców przychodzących na Camp Nou. Latem 2016 roku pożegnał się jednak z klubem z powodu nieporozumień z włodarzami i trafił do Juventusu Turyn, a los chciał, że jego obecny i były klub wpadły na siebie w ćwierćfinale Ligi Mistrzów.
I gdy Brazylijczyk przyjechał na stadion w Barcelonie to nie mógł przegapić okazji do przywitania z dawnymi kolegami z zespołu czy sztabu trenerskiego. Jeszcze w tunelu prowadzącym na murawę ściskał się z piłkarzami "Barcy", a gdy obie drużyny wyszły już na boisko, podbiegł do ławki rezerwowych zajmowanej przez Luisa Enrique i innych członków kadry "Dumy Katalonii".
Alves jednak nieco zapomniał się w tym czułych gestach, bo tak gorliwie przybijał piątki, że... spóźnił się na rozpoczęcie spotkania! Gdy sędzia gwizdkiem dał sygnał do gry zdziwiony Brazylijczyk czym prędzej ruszył na murawę, a jego reakcja rozbawiła cały sztab gospodarzy łącznie z jego byłym trenerem.
Spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem, który premiował awansem Juventus. 33-letni obrońca przyznał, że powrót na Camp Nou był dla niego czymś wyjątkowym i dziwnie czuł się grając dla innej drużyny, niż Barcelona, ale jednocześnie zaznaczył, że jest zadowolony z wyniku.
Dani Alves meeting some old friends. pic.twitter.com/wfLHUvRpWV
— Ikhwan (@gangerx05) 20 kwietnia 2017