LEGIA - STEAUA. Jak nie teraz - to kiedy? Jak nie tu - to gdzie? Przypominamy ostatnie awanse polskich zespołów do Ligi Mistrzów
Przed spotkaniem Legii Warszawa ze Steauą Bukareszt nasuwają się tylko dwie liczby: 90 oraz 17. 90 minut dzieli Legionistów od upragnionego awansu do piłkarskiego Edenu. Sukcesu, na który polskim kibicom przyszło czekać już 17 lat. W międzyczasie w Polsce: czterokrotnie zmieniła się władza, doczekaliśmy się trzech prezydentów, weszliśmy do NATO i Unii Europejskiej, PKB wzrosło niemal dwukrotnie, a w kraju oddano do użytku prawie 2 mln mieszkań. Wciąż tylko żaden reprezentant Ekstraklasy nie może przełamać niekorzystnej passy i sukcesem zakończyć batalii o Ligę Mistrzów. Przypomnijmy sobie ostatnie podrygi polskich drużyn w eliminacjach elitarnej Champions League!
Champions League od sezonu 1996/1997 zmieniła się nie do poznania. Dominacja najbogatszych lig Europy dopiero miała nadejść. W rozgrywkach uczestniczyli tylko mistrzowie swoich krajów, a także zespół broniący trofeum. Polską drużynę od fazy grupowej dzieliła zaledwie jedna runda kwalifikacyjna. Mniejsze były też pieniądze. Dziś Liga Mistrzów to bezwzględny wyścig w stronę bogactwa, wówczas do projektów komercjalizacji rywalizacji dopiero się przymierzano.
Pierwsza do Champions League awansowała Legia Warszawa w sezonie 1995/1996. W starciach z IFK Goteborg zwyciężała dwukrotnie. 1:0 w Warszawie i 2:1 na wyjeździe.
Rok po niej sukces powtórzył Widzew Łódź pod wodzą Franciszka Smudy. W dramatycznych okolicznościach. W Łodzi Widzew triumfował 2:1. W Kopenhadze, po 47 minutach gry, było już 3:0 dla Brondby, decydującego trafienia Wojtali prawie nie doczekał wówczas
Tomasz Zimoch, którego rozemocjonowany komentarz przeszedł do legendy
Pierwsza do Champions League awansowała Legia Warszawa w sezonie 1995/1996. W starciach z IFK Goteborg zwyciężała dwukrotnie. 1:0 w Warszawie i 2:1 na wyjeździe.
Rok po niej sukces powtórzył Widzew Łódź pod wodzą Franciszka Smudy. W dramatycznych okolicznościach. W Łodzi Widzew triumfował 2:1. W Kopenhadze, po 47 minutach gry, było już 3:0 dla Brondby, decydującego trafienia Wojtali prawie nie doczekał wówczas Tomasz Zimoch, którego rozemocjonowany komentarz przeszedł do legendy.