"Super Express": - Po remisie 2:2 w Turynie, w rewanżu zanosi się na wielki mecz. Jaki macie na niego plan?
Robert Lewandowski: - Juventus będzie z pewnością grał to samo, czyli dobrze bronił i szukał okazji w kontratakach. Dobrze byłoby, gdybyśmy jako pierwsi strzelili bramkę, a później próbowali pójść za ciosem. Jeśli chcemy grać w ćwierćfinale, musimy jednak zagrać jeszcze lepiej niż w pierwszej rundzie. Jak nie stracimy bramki, to awansujemy, proste (śmiech). Ale to jest Juventus, trzeba na nich cały czas uważać, będą czyhać na tę jedyną okazję.
- Zgodzisz się, że waszym atutem chyba bardziej jest ofensywa niż defensywa?
- Można tak powiedzieć. Choć z drugiej strony jak Kimmich gra na środku z Alabą, to aż tak dużej dysproporcji pomiędzy obroną i atakiem nie ma. Chwała chłopakom za to, że tak szybko potrafili się dopasować do wspólnej gry na stoperze. Będziemy coraz silniejsi, przecież zaraz do gry wróci Javi Martinez. Czas działa na naszą korzyść.
- Pytałeś żonę o jakieś chwyty karate przed kolejnym spotkaniem z napastnikiem Juventusu Mario Mandżukiciem? W Turynie mieliście z Chorwatem ostre starcie...
- Cóż, on już tak gra... Z Arturo Vidalem też miał pyskówki.
- Ale kiedy Mandżukić cię zaatakował, nie pozostałeś mu dłużny i odpowiedziałeś tym samym.
- Zrobił trochę teatrzyku, ale ja się takich rzeczy nie boję. Taka jest piłka na wysokim poziomie. Są czasami wielkie emocje i niektórych ponosi. Najlepiej wykorzystywać takie sytuacje na naszą korzyść. Żeby w ogólnym rozrachunku coś nam to dało.
