„Bardzo jakościowi piłkarze wchodzili na murawę z ławki Rakowa” – tak trener gości, Dawid Szulczek, uzasadniał fakt, że w końcówce spotkania jego zespół, wcześniej dwukrotnie obejmujący w Częstochowie prowadzenie (za sprawą goli Miguela Luisa i Macieja Żurawskiego), dał się zepchnąć do obrony. Wspomniany Jean Carlos wszedł do gry przy stanie 1:2 i nie tylko poderwał swych kolegów do walki o remis, ale i wziął egzekucję we własne ręce.
Brazylijczyk do zdobycia gola nie potrzebował rzutu karnego – jak wcześniej Łukasz Zwoliński, za to skorzystał z uśmiechu losu. Po jego strzale w 83 min świetnie spisujący się przez całe spotkania bramkarz Adrian Lis frunął już w dobrym kierunku, piłka jednak – muśnięta głową przez greckiego obrońcę Warty, Dimítrisa Stavrópoulosa – poszybowała w przeciwny róg poznańskiej bramki!
- Odwrócenie losów meczu, w którym dwukrotnie się przegrywa, nigdy nie jest łatwe Więc brawa dla drużyny, że się podniosła – Dawid Szwarga, mógł odetchnąć głęboko po końcowym gwizdku. Trener Rakowa dokonał sporej liczby zmian w podstawowej jedenastce swej ekipy w porównaniu do wyczerpującego starcia z Karabachem. Spotkanie z Wartą na ławce – prócz wspomnianego Jeana Carlosa – zaczęli także m.in. Gustav Berggren, Zoran Arsenić i Marcin Cebula (wszyscy weszli na boisko w drugiej połowie) oraz Vladan Kovacević i Fran Tudor.
Pytany o tego ostatniego – bohatera meczu w Baku, autora gola dla częstochowian – szkoleniowiec częstochowian pozwolił sobie na odrobinę przekory. - Fran dziś nie wystąpił, bo strzelił tylko jedną bramkę. Musi być lepszy – zażartował (choć z kamienną miną) opiekun mistrzów Polski.
Mecz Raków – Aris Limassol rozpocznie się we wtorek o 20.00 w Częstochowie. Transmisja w TVP Sport.