Jeszcze we wtorkowy poranek brytyjskie media wieszczyły, że i tym razem reprezentant Polski rozpocznie mecz na ławie. Mikel Arteta – zresztą zgodnie z prognozą Radosława Gilewicza na naszych łamach – puścił jednak Kiwiora w bój od pierwszej minuty, ustawiając go na lewej obronie, w miejsce Ołeksandra Zinczenki. Naprzeciwko siebie Polak miał wracającego do składu po kontuzji Leroya Sane.
- Kiwior robi nieustająco progres, ale jeśli będzie mieć naprzeciw siebie Comana czy Sane z ich szybkością, dynamiką i zwrotnością, będzie musiał wejść na jeszcze wyższy poziom niż w dotychczasowych grach. Gierki „jeden na jeden” są w takich momentach kluczowe. Jedno złe, niedoskonałe ustawienie w takim pojedynku powoduje, że tracisz przeciwnika, jesteś krok za nim – przypominał w rozmowie z „Super Expressem” Gilewicz.
To były ważne słowa. Co prawda początek meczu był po myśli gospodarzy – w 12 min Bukayo Saka dał im prowadzenie, oraz po myśli Jakuba Kiwiora – dwukrotnie doszedł do strzałów po stałych fragmentach, oba były niecelne, szybko jednak Bawarczycy pokazali swą moc: nie bez udziału Polaka, niestety…
W 18 minucie Kiwior był adresatem fatalnego zagrania stopera londyńczyków, Gabriela. Piłkę podawaną niedokładnie do naszego reprezentanta przejął Sane. Przez Leona Goretzkę trafiła ona do Serge’a Gnabriego i… do siatki.
O ile w tej sytuacji odium winy spada na Brazylijczyka, o tyle druga z akcji skutkujących golem gości zaczęła się od przegranego przez Kiwiora pojedynku z Sane’em jeszcze na połowie gości. Nasz obrońca nie był w stanie – mimo kilkudziesięciometrowego pościgu – dogonić reprezentanta Niemiec, który niczym slalomowe tyczki mijał kolejnych londyńczyków. Jego rajd faulem w polu karnym przerwał dopiero William Saliba, a Harry Kane bardzo pewnie „jedenastkę” zamienił na gola.
W obu przypadkach Kiwior nie był wcale bezpośrednim sprawcą nieszczęść „Kanonierów”. Mikel Arteta najwyraźniej jednak negatywnie ocenił jego boiskowe zachowania. Od początku drugiej połowy na murawie w miejsce Polaka pojawił się bowiem na murawie Zinczenko.
Ostatecznie - po wyrównaniu autorstwa Leandro Trossarda - mecz zakończył się remisem 2:2 i sprawa awansu do półfinału pozostaje otwarta. Nasz reprezentant swego występu po stronie plusów na pewno jednak nie zapisze.