Kasperczak, brązowy medalista mistrzostw świata w 1974 oraz wicemistrz olimpijski'76, zapisał piękną kartę szkoleniową w futbolu krajów północnej Afryki. Z Tunezją awansował do finałów MŚ w 1998, dwa lata później zaś stał też u steru reprezentacji Maroka. Choć ta przygoda trenerska trwała tylko kilka miesięcy, „Henry” zachował z niej całkiem ciekawe wspomnienia. Z ciekawością czeka też na ćwierćfinałowy występ Marokańczyków. - Nie przewiduję spacerku dla Portugalii – mówi.
„Super Express”: - Ponad dwie dekady temu przez kilka miesięcy był pan selekcjonerem reprezentacji Maroka. Dużo się w ciągu tych lat zmieniło w tamtejszej piłce?
Henryk Kasperczak: - Mam wrażenie, że Marokańczycy w tamtym okresie zerkali trochę na Tunezję, gdzie ja nieco wcześniej byłem nie tylko selekcjonerem, ale i dyrektorem technicznym tamtejszej federacji. I parę lat później zaczęli wprowadzać nową strukturę szkolenia młodzieży, z wieloma nowymi akademiami pod patronatem związku. Wpływ francuskich trenerów i myśli szkoleniowej z tego kraju, czego zresztą przykładem jest obecny selekcjoner Walid Regragui.
- Wygląda na to, że zmiany w systemie szkolenia przyniosły genialne efekty: to drugi z rzędu mundial Marokańczyków i historyczny ćwierćfinał!
- Efektem owych zmian była liczna emigracja dobrze wyszkolonych młodych piłkarzy „przez” Morze Śródziemne, znajdujących swe miejsce w coraz mocniejszych i coraz bardziej renomowanych klubach. Ale ważny był też proces odwrotny: zawodnicy z korzeniami marokańskimi chętniej wybierają występy w ojczystej reprezentacji, choć urodzili się poza krajem w Europie. Przykładem najbardziej oczywistym jest Achraf Hakimi, który za wielkie pieniądze znalazł się w Paris St. Germain. Ale także Hakim Ziyech i wielu innych.
- Ta „legia zaciężna” to ogromna siła?
- Oczywiście. Mam wrażenie, że Maroko w zakresie nowoczesnego futbolu, jaki gra dzięki tym ludziom, stało się wzorem już nie tylko dla innych krajów, już nie tylko Afryki Północnej czy Afryki w ogóle, ale też na przykład Arabii Saudyjskiej. Te reprezentacje notują wyraźny progres, skracając dystans do światowej czołówki grając piłkę opartą na walorach szybkościowych i technicznych. W przypadku Marokańczyków do tego dochodzi jeszcze znakomite przygotowanie taktyczne. Proszę sprawdzić, ile bramek stracili na razie w tym turnieju!
- Jedną.
- No właśnie, i to jeszcze samobójczą! Nie jest to wynik wyłącznie postawy linii defensywnej, ale po prostu bardzo solidnej gry całego zespołu już w fazie odbioru piłki – może najważniejszej w dzisiejszych czasach.
- Luis Enrique, trener Hiszpanów, narzekał na zbyt defensywny styl rywali. Słusznie?
- No pewnie, że się będzie czepiać, skoro przegrał... Gdyby jego podopieczni zaprezentowali w meczu z Marokiem taką skuteczność, jak na początku mundialu – przecież wygrali 7:0 z Kostaryką – nie musiałby narzekać na rywala. Marokańczycy grali bardzo mądrze i – wbrew słowom Enrique – wyszli na boisko nie tylko po to, by Hiszpanom przeszkadzać. Ja widzę w zespole trenera Regragui wielką determinację. Ta drużyna żyje na boisku i wierzy w największy sukces w historii.
- Wymienił pan już nazwiska dwóch gwiazd marokańskiej ekipy: Hakimiego i Ziyecha. A jest ktoś jeszcze, bez kogo trudno sobie panu wyobrazić ten zespół?
- Piłkarzem przez wielu chyba niedocenianym, ale wykonującym najgorszą czarną robotę, jest Sofyan Amrabat. Zwłaszcza w meczu z Hiszpanią, ale i w grach grupowych też, był dosłownie wszędzie. Znakomicie łączył grę defensywną z ofensywą. Patron i absolutny hegemon środka boiska. Hiszpanie, którzy przecież lubią grać piłką, właśnie wskutek jego interwencji mieli wielki problem z jej rozdzielaniem i napędzaniem swych akcji. No i – ale to banalne... – nie można zapomnieć o bramkarzu Bono, który tak seryjnie łapał piłki po strzałach z rzutów karnych.
- W ćwierćfinale – patrząc na wynik meczu Portugalia – Szwajcaria – poprzeczka dla Marokańczyków idzie w górę. Co się stanie w piątek?
- Po pierwsze - cieszy mnie to, że zobaczyliśmy, jak może wyglądać Portugalia bez Ronaldo. I okazało się, że istnieje życie bez CR7! Że tamtejsza młodzież doskonale daje sobie bez niego radę. A wracając do pytania: jeżeli Marokańczycy utrzymają jakość gry pokazywaną do tej pory w spotkaniach z Chorwacją, Belgią, Hiszpanią, nie przewiduję „spacerku” dla Portugalii. Pod względem fizycznym, szybkościowym, taktycznym różnice między tymi rywalami naprawdę są niewielkie. Być może zdecyduje siła mentalna w dniu meczu. Portugalia wygrała 6:1, ale to Marokańczycy mają świadomość, że budują sobie coś wielkiego, że przechodzą do historii piłki w swym kraju.
- Doczekają się rolls-royce'ów za sukces na MŚ, jak Saudyjczycy za triumf nad Argentyną?
- Nie sądzę. Maroko ma jednak znacznie mniejsze możliwości finansowe niż Arabia Saudyjska, Emiraty Arabskie czy Katar, które czasami tak nagradzają piłkarzy. Ale dla zawodników niekoniecznie pieniądze muszą być tą największą motywacją. Wielkim fanem futbolu jest król Maroka (Muhammad VI – dop. aut.). Sam miałem okazję przekonać się o tym w czasie mojej kilkumiesięcznej pracy z reprezentacją. W tym okresie nie tylko rozmawiałem z nim telefonicznie, ale i otrzymałem od niego zaproszenie do jego pałacu. Audiencja na królewskim dworze też da reprezentantom wielką satysfakcję!