Poszło o niebezpieczny wślizg Glena Johnsona, po którym Mancini domagał się od sędziego wyrzucenia piłkarza Liverpoolu z boiska. - Gerrard podleciał do mnie i zaczął wrzeszczeć, ale nie ma o czym mówić - bagatelizuje incydent Mancini, który przyznał, że jego zespół przechodzi trudny okres.
"Obywatele" mieli w tym sezonie zgarnąć wszystko, ale najpierw odpadli z Ligi Mistrzów, potem z Pucharu Anglii, a teraz są o krok od klęski w Pucharze Ligi. - To dla nas ciężki moment, ale nie możemy stracić wiary w siebie. Musimy dalej pracować i zacząć znów wygrywać - powiedział Włoch.