Barca zagrała swoje. Usiadła na przeciwnikach i czekała. Luis Enrique nie dał odpocząć swoim największym gwiazdom i przeciwko Granadzie posłał niemal najmocniejsze zestawienie. Najmocniejsze, które mógł, bo akurat defensywa została przed weekendem zdziesiątkowana. Zabrakło w niej podstawowego stopera (Gerarda Pique), rezerwowego stopera (Jeremy'ego Mathieu) oraz lewego defensora (Jordiego Alby). Mimo to kibice spodziewali się pogromu. Tym bardziej, że od startu rozgrywek w znakomitej formie utrzymywało się ofensywne trio Lionel Messi, Neymar oraz Luis Suarez.
Tyle że Granada postawiła trudne warunki. Głęboko schowana na swojej połowie, nie pozwalała gwiazdom Katalończyków na rozwinięcie skrzydeł. W Dumie Katalonii widoczny był brak Andresa Iniesta, bez którego kombinacyjnych akcji futbolówka rzadko docierała do napastników gospodarzy. Lionel Messi dreptał w miejscu, Luis Suarez, nawet gdy już uniknął pułapki ofsajdowej, fatalnie zawodził w decydujących momentach, a Neymara tyle było widać, co na początku spotkania. Potem zniknął, schowany gdzieś za plecami zdeterminowanych przeciwników.
Triumf Dumy Katalonii nie pozostawał jednak zagrożony. Tym bardziej, że na początku drugiej odsłony do siatki trafił Rafinha, bodaj najjaśniejsze ogniwo bezbarwnie wyglądającej Barcy. Kolejnych fajerwerków jednak nie było, a na kilka dni przed meczem z Manchesterem City w Lidze Mistrzów zespół Luisa Enrique wydaje się być daleki od optymalnej formy. Brakuje rotacji, brakuje sensownych zastępców, zaczyna również brakować pary?
FC Barcelona - Granada CF 1:0 (0:0)
Bramki: Rafinha 49
FC Barcelona: Marc-Andre ter Stegen - Sergi Roberto, Javier Mascherano, Samuel Umtiti, Lucas Digne - Denis Suarez (71' Andre Gomes), Ivan Rakitić, Rafinha - Lionel Messi, Luis Suarez (83' Paco Alcacer), Neymar
Granada FC: Guilherme Ochoa - Isaac Cuenca, Ruben Vezo, David Lomban, Matthieu Saunier, Gabriel Silva - Mehdi Carcela, Jon Toral (76' Sergi Samper), Uche Agbo, Andreas Pereira (60' Jeremi Boga) - Artem Kravets (David Barral)