"Super Express": - Bracia Milikowie często rozmawiają o piłce?
Łukasz Milik: - Owszem, zdarza się. Piłka to przecież zawsze fascynujący temat.
- Podnosi pan brata na duchu, kiedy „milczy” snajpersko?
- Oczywiście staram się go wspierać w trudnych chwilach. Arek jednak jest zawodowym piłkarzem i samemu doskonale w przeszłości radził sobie z przeciwnościami losu. Przetrwał już kontuzje, przez które jego kariera czasem wyhamowywała; znakomicie – moim zdaniem – daje też sobie radę z presją oczekiwań typu: „napastnika rozlicza się ze strzelania goli”.
- Po świetnym występie ligowym z Angers, w środę przyszedł jednak zimny prysznic pucharowy: Olympique przegrało w Nicei. Jak wytłumaczyć taką zmianę nastrojów: od 5:2 do 1:4 w ciągu czterech dni?
- Już przed meczem – dowodem są wiadomości wysłane do wielu znajomych – czułem, że nie będzie łatwo. W lidze drużyna Arka zagrała w ustawieniu 1-4-4-2; tymczasem pucharowe spotkanie zaczęła systemem 1-3-4-3. Dopiero w przerwie dokonane zostały roszady, ale wtedy rywal prowadził już 2:1.
- Tym razem Arek gola nie zdobył.
- Arek to typowa „dziewiątka”; egzekutor; żyje z podań partnerów. Hasło: „Milik nie strzelił, czyli zagrał słaby mecz” to uproszczenie. Oglądałem środowy mecz; widziałem Arka walczącego o piłkę, szukającego dobrej pozycji, bardzo aktywnego pod bramką przeciwnika. Wynikiem pewnie był sfrustrowany; przecież – jak słyszałem – mógł przejść do historii klubu, bo nikt wcześniej nie zdobywał dla Olympique bramek w czterech kolejnych grach Pucharu Francji. Na pewno natomiast nie był nim zniechęcony. Po sobotnim hat-tricku zdecydowanie znów nabrał pewności tego, co robi.
- Instagramowy wpis „Słyszycie?” - po trzech bramkach z Angers – to potwierdzenie tego, że czuje formę?
- To przede wszystkim obraz wielkiej radości, którą dały mu te trzy trafienia, i którą chciał się podzielić z kibicami: „Patrzcie, znów jestem. Długo nie strzelałem, ale nie było ze mną tak źle”. A dzieli się tą radością, bo dla Arka piłka to rzeczywiście cały jego świat.
- Kibice w Polsce – mając z tyłu głowy, że za sześć tygodni gramy o mundial – mogą zacierać ręce? Arek jest „na fali wznoszącej”?
- Trudno w futbolu przewidywać przyszłość. Widzę jednak, że robi wszystko, by – po pierwsze – wrócić do wielkiej formy, po drugie – wrócić do reprezentacji, do jedenastki biało-czerwonych. Dlatego śmiało dziś mówię kibicom: „Wierzcie w Arka!”.
- Młodzi piłkarze w akademii Górnika marzą o naśladowaniu Arkadiusza Milika?
- W tej chwili myślą pewnie o naśladowaniu Lukasa Podolskiego. Jego syn trenuje w naszej akademii, więc Lukas często zagląda na nasze treningi. To wspaniała sprawa, kiedy masz mistrza świata na wyciągnięcie ręki. Wielką sprawą dla tych młodych chłopaków była też grudniowa gala w naszej akademii, podczas której nagrody wręczali najlepszym „Poldi” oraz Stanisław Oślizło. Lukas – prawdziwy „anioł akademii” – jest też wspaniałym wsparciem dla tych naszych absolwentów, którzy trafiają do pierwszej drużyny i dostają szansę gry w ekstraklasie.
- Oni marzą o naśladowaniu „Poldiego”. A o czym marzy Łukasz Milik jako dyrektor akademii?
- O „Bilbao w Zabrzu”. Konkretnie: nie o kopiowaniu wzorów pracy tamtejszej akademii, ale o podobnych efektach. Czyli o tym, aby w ligowym meczu zagrali u nas – jak w Athletic – wyłącznie klubowi wychowankowie albo – ciut szerszej – chłopaki z regionu. Można tego dokonać, trzeba jednak najpierw sprawić, by ci najzdolniejsi nie uciekali z Górnego Śląska do akademii Lecha, Legii, Pogoni.
Kiedyś był gwiazdą kadry młodzieżowej. Będzie liderem w ekipie Czesława Michniewicza?
- Szuka pan „natchnienia” w swej robocie również w rozmowach z bratem?
- Zawsze podpytywałem go o to, „jak to się robi” w Leverkusen, w Amsterdamie, w Neapolu, w Marsylii. Każdy klub ma „własne DNA” w szkoleniu, warto je poznać. W Ajaksie na przykład bardzo mocny nacisk kładzie się na „zadania domowe”: chłopakom proponuje się... nagrywanie zajęć z piłką w ich ogródkach czy garażach i wysyłanie trenerom. To etap samodzielnego doskonalenia techniki.
- Wprowadziliście to do „repertuaru” akademii?
- Owszem.
- Waszą internetową witrynę – w dziale „absolwenci” - otwiera Dariusz Stalmach i... wolne miejsca obok jego zdjęcia, czekające na wypełnienie fotkami kolejnych młodych chłopaków po debiucie w lidze. Będą tacy jeszcze tej wiosny?
- Mocno w to wierzę. Przykład Darka – debiut w meczu ligowym akurat z takim rywalem, jak Legia – to bardzo budująca rzecz dla chłopaków w akademii. My dajemy im tyle, ile możemy: treningi, zgrupowania, turnieje. Najważniejsza rzecz – głowa! - zależy jednak wyłącznie od nich. Samodyscyplina i determinacja w dążeniu do celu to chyba najtrudniejszy element składowy przyszłego sukcesu. I tu – patrząc na wspomnianego Darka – raz jeszcze odwołam się do Arka: kiedy porównuję ich charaktery, dojrzałość i nastawienie na osiągnięcie konkretnego celu w wieku 16 lat, widzę bardzo wiele podobieństw.
Tak Flavio Paixao zapisuje się w historii klubu i Ekstraklasy. Kapitan Lechii krok od rekordu