– Mam chyba całą rundę jesienną z głowy – martwił się młody Kuba, który był jednym z bohaterów pierwszego meczu 3. rundy eliminacji Ligi Mistrzów pomiędzy Wisłą Kraków i Panathinaikosem Ateny. Mistrzowie Polski ograli u siebie Greków 3:1 (gola dla PAO strzelił Emmanuel Olisadebe), a 19-letni wówczas skrzydłowy świetnie spisał się w roli prawego obrońcy. Zagrać nie mógł zawieszony za kartki Marcin Baszczyński, podstawowy prawy obrońca Wisły, ale również i reprezentacji Polski.
Błaszczykowski w pięknym stylu zatrzymał Theofanisa Gekasa, późniejszą gwiazdę Bayeru Leverkusen, ochoczo też podłączał się do akcji ofensywnych. I to wszystko z wielkim bólem. – Stało się to już w piątej minucie, zaraz na początku spotkania – tłumaczył Kuba. – Atakowałem jednego z zawodników Panathinaikosu, poczułem, że mi coś chrupnęło. Bolało mnie coraz bardziej, ale trzeba było grać. Nie przypuszczałem jednak, że będzie tak fatalnie. Jestem załamany – mówił Błaszczykowski, który dzień po meczu z PAO na stadionie Wisły pojawił się o kulach. Wszyscy martwili się, czy aby ryzyko podjęte przez młodego Kubę i klub nie było zbyt duże.
To były jego pierwsze miesiące w Wiśle. Na Reymonta trafił w lutym 2005 roku i szybko pokazał swój talent i przydatność dla zespołu pełnego gwiazd i reprezentantów Polski. W rundzie wiosennej zdołał zagrać 15 meczów, w których strzelił 2 gole i zanotował 2 asysty. Ogłoszono go odkryciem ligi.
A Wisła wygrała wtedy z ateńskimi "Koniczynkami" 3:1, lecz w Atenach Grecy wygrali takim samym wynikiem, następnie eliminując Wisłę w dogrywce (dodajmy, że w kontrowersyjnych okolicznościach, bo nie wiedzieć czemu nie uznano gola Marka Peknsy).
W lutym 2007 roku było już jasne, że Kuba wykona kolejny krok w karierze. Od sezonu 2007/2008 został piłkarzem Borussii Dortmund. Reszta jest już historią, a Błaszczykowski potem wielokrotnie pokazał wielkie serce do gry...