"Super Express": - Jak wspominasz Boruca z czasów gry w reprezentacji?
Jerzy Dudek: - Pamiętam go jako zawodnika zupełnie innego na boisku i poza nim. I obaj są w porządku. Artur z boiska to wielki talent, profesjonalizm i charyzma, a po meczu - bardzo wesoły człowiek. Rzadko widziałem Artura smutnego, chyba że musiał bardzo rano wstać na trening (śmiech). Najśmieszniejsze, co pamiętam, to jego wywiad po tym, jak Paweł Janas nie powołał mnie na mundial 2006 r., a wziął Artura. Pytano go, czy nie jest zdziwiony, że Dudka nie ma w kadrze, a on odpowiadał: "pomidor".
- Twoje nieszczęście było jego szczęściem, bo zagrał na mundialu.
- To był mój drugi awans na mundial. Na bazie doświadczeń z Korei chcieliśmy trochę lepiej się przygotować i więcej ugrać w Niemczech. Dużo sobie obiecywałem po tym mundialu, tym bardziej że było to rok po wygraniu Ligi Mistrzów, więc moja pewność siebie była prawie pod chmurami. A tu taka przykra niespodzianka - Janas nie wziął na mundial. Chciałem wtedy nawet skończyć z grą w reprezentacji. Ale to była szansa dla Artura.
- Jak wyglądała twoja rywalizacja z Arturem?
- Artur przejął po mnie pałeczkę w reprezentacji, w czym bardzo pomógł mu Paweł Janas. Rywalizacji jako takiej nie było, trzeba było swoje personalne ambicje schować do kieszeni i pracować na wynik całego zespołu.
- Jakie to jest uczucie kończyć karierę reprezentacyjną?
- Z jednej strony fajne, bo wielu lepszych od nas zawodników nie miało takiego pożegnania. Fajnie, że ktoś pomyślał, żeby zorganizować taki mecz mnie czy teraz Arturowi. A z drugiej strony to przykra sprawa, bo jednak kończy się coś fajnego. Pamiętam te niedzielno-poniedziałkowe przesiadywania z chłopakami na zgrupowaniach. To był taki luźniejszy czas, bo od wtorku była już ciężka praca. Mimo to nie traci się kontaktu z kolegami. Spotykamy się podczas meczów kadry, narzekamy czasem na grę tak samo, jak kiedyś na nas narzekano. W ogóle nie wyciągnęliśmy wniosków (śmiech).
- Byłeś ty, był Boruc, kto teraz jest twoim faworytem? Szczęsny czy Fabiański?
- Jednego i drugiego pamiętam, jak zaczynali przyjeżdżać na kadrę. Czy mam faworyta? Tu chyba decyduje dyspozycja dnia. Trener Nawałka genialnie do tego podchodzi, wbrew wszystkim logikom. Najważniejsze, że obaj to akceptują. To konieczne u bramkarzy. Do dziś pamiętam mecz z Norwegią w Oslo z 2001 r. Trener Engel chodził dzień przed meczem po pokojach i informował, kto zagra. Mnie powiedział: "Jureczku, jutro ławka. Adam Matysek będzie grał". Byłem strasznie zły. Nie mogłem całą noc spać. Ale potem, kiedy Adam doznał kontuzji w trakcie meczu, wszedłem i dałem z siebie wszystko.