„Super Express”: - Jak to się stało, że latem ubiegłego roku trafiłeś do Philadelphia Union?
Kacper Przybyłko: - Podczas występów w Kaiserslautern doznałem kontuzji śródstopia. Były komplikacje. Trzeba powiedzieć, że jeden doktor spie... mi tę prawą nogę. To już historia. Niektórzy we mnie nie wierzyli. Mówili, że jestem inwalidą, że już nic ze mnie nie będzie. Słyszałem takie bla, bla, bla. Dlatego chciałem znaleźć taki klub, który dałby mi szansę i co najważniejsze wierzyłby we mnie.
- Znalazłeś to wszystko w Filadelfii?
- Trener i dyrektor sportowy powiedzieli, że mam umiejętności, że liczą na mnie. Robili wszystko, aby mi pomóc. Zadbali o wszystko. Dostałem nawet specjalne wkładki do butów, bo w pewnym momencie miałem problemy z plecami. Teraz jestem zdrowy, sprawny i mam radość z grania. Philadelphia Union jest liderem Konferencji Wschodniej. Podpisałem kontrakt na trzy lata z opcją przedłużenia na kolejny rok.
- Początek masz idealny: 17 występów w MLS, 9 goli. Czujesz, że jesteś w życiowej formie?
- Odżyłem w Stanach. Nie mogę narzekać. Cieszy mnie, że mogę pomagać drużynie. Jestem napastnikiem i moja pierwsza „robota” to strzelanie goli. Ale też asystuję, walczę, biegam, wszystko po to, aby drużyna miała z tego korzyść. Jeśli patrzymy na bramkowy dorobek to na pewno można powiedzieć, że jestem w życiowej dyspozycji. Szczególnie po tak długiej kontuzji. „Walczyłem” z nią 1,5 roku, a przez rok nie zagrałem oficjalnego meczu w pierwszej drużynie Kaiserslautern. Występowałem tylko w drugim zespole, w którym „zbierałem” minuty.
- Myślałeś wtedy, że być może trzeba będzie porzucić futbol?
- Gdy uraz przytrafił mi się po raz trzeci, to zastanawiałem się, co będę robił w przyszłości, że może trzeba będzie zająć się czymś innym. Powiedziałem sobie wtedy, że to moja ostatnia szansa. Jeśli teraz mi się nie uda, to będę musiał pomyśleć o nowym zajęciu. Obawiałem się, że noga nie wytrzyma obciążenia. Potrzebny był czas. Na szczęście wszystko dobrze się dla mnie ułożyło.
- Czy przed kontuzją rozważałeś w ogóle opcję, żeby wyjechać z Niemiec i spróbować w innym kraju?
- Miałem dobrą ofertę z Anglii. Zainteresowanie wykazywał Norwich City, który w ubiegłym sezonie awansował do Premier League. Byłem tam krótko. Temat upadł, bo złapałem kontuzję. Jeszcze jestem młody i mam szansę się pokazać. Teraz jestem bardzo szczęśliwy, że gram w Philadelphia Union.
- Czy były wtedy także zapytania z polskich klubów?
- Tak, były rozmowy. Jednak nie dostałem żadnej oficjalnej oferty. Jakie to były kluby? Teraz to nie ma znaczenia.
- Wróćmy do twoich popisów w MLS. Spodziewałeś się, że tak szybko odpalisz w Ameryce?
- Szczerze to nie sądziłem, że jak przyjadę do USA to będę tak skuteczny. Chciałem pokazać tym, którzy już mnie skreślili, jak bardzo się pomylili, że Przybyłko jest dobrym napastnikiem, który jednak coś potrafi. Jestem w klubie, który we mnie wierzy. Wszyscy w nim przyjęli mnie bardzo dobrze. Obdarzyli zaufaniem. Teraz mogę być dumny, że trafiam w czterech meczach z rzędu, że zdobyłem w nich pięć bramek.
- Potrafisz wytłumaczyć swoją skuteczność?
- Mam bardzo dobrych zawodników wokół siebie. Jako drużyna stwarzamy dużo sytuacji. Jako napastnik mam komfort, że gram w zespole, który kreuje tyle bramkowych okazji. W Niemczech występowałem w dobrych klubach. Wymagano ode mnie 10-15 goli, ale nigdy tylu nie strzeliłem. Trudno było temu sprostać, gdy rywalizujesz w strefie spadkowej. Musiałem "walczyć" o bramkowe sytuacje. Tutaj jest inaczej.
- Zanim zadebiutowałeś w MLS zostałeś odesłany do Bethlehem Steel. Na jakiej zasadzie tam występowałeś?
- Ciągle czytam, że byłem wypożyczony do tej drużyny. To nie tak! Bethlehem Steel pełni rolę drugiej drużyny Philadelphii. Byłem tam krótko, bo nie chodziło mi oto, aby zostać na cały sezon. Chciałem grać, aby szybciej wrócić do dawnej dyspozycji. Dobrze mi poszło, bo w dwóch meczach strzeliłem trzy gole. Pokazałem się z dobrej strony i w efekcie wróciłem do Philadelphii.
- Wyznaczyłeś sobie cele, które zamierzasz w tym sezonie osiągnąć?
- Powiedziałem po przyjeździe, że chcę strzelić 15 goli. Brakuje mi jeszcze sześciu trafień, aby wypełnić mój plan.
- Czemu akurat tyle?
- Zawsze stawiałem sobie takie zadania. Uważam, że moje umiejętności wystarczają do tego, aby to zrobić. W tym roku dobrze to wygląda. W poprzednim roku zespół zajął szóste miejsce w Konferencji Wschodniej, a to oznaczało awans do fazy play off. To był sukces, który się wspomina. Chciałbym, aby Philadelphia Union osiągnęła ze mną coś wielkiego.
- Masz na myśli wygranie MLS? To według ciebie jest realne?
- Marzy mi się, abyśmy jak najdalej zaszli w fazie play off. Chciałbym zostać mistrzem. Wiem, że przed nami daleka droga. Philadelphia Union to mały klub w porównaniu na przykład do Los Angeles Galaxy czy Red Bull Nowy Jork. Jestem ambitny. Wierzę w tę drużynę, bo naprawdę mamy duże umiejętności, aby to zrobić. Liczę na to, że zagramy dobry sezon. Musimy tylko utrzymać koncentrację. Ostatnio mogliśmy znacznie odskoczyć rywalom w tabeli. Jednak straciliśmy punkty. Indywidualnie mamy bardzo dobrych piłkarzy. Haris Medunjanin super rozgrywa na „6”. Jamiro Monteiro jako „8” dużo „kręci” rywalami tak, że miło się na to patrzy, a do tego jest szybki. W pojedynkach jeden na jednego Ilsinho jest najlepszy w całej lidze. I tak dalej mogę wymieniać naszych klasowych zawodników.
- W klasyfikacji najlepszych strzelców MLS zajmujesz obecnie szóste miejsce. Widnieją tam gwiazdy jak Carlos Vela, Zlatan Ibrahimović czy Wayne Rooney. Co czujesz widząc siebie w takim zestawieniu?
- Nie patrzę na tę listę (śmiech). Interesuje mnie tylko to, aby Philadelphia Union każdy mecz kończyła z trzema punktami. To jest dla mnie najważniejsze. Strzelony gol jest dla mnie bonusem. Wiem, że cała drużyna na niego pracowała. To u nas dobrze funkcjonuje. Wszyscy piłkarze, którzy w tym notowaniu są przede mną, zagrali więcej meczów. Ciekawe, jakby to wyglądało, gdybym zaczął sezon od początku.
- W Ameryce dorobiłeś się kilku przydomków. Philadelphia Union po jednym z twoich goli napisała na swoim profilu na Twitterze „nasz Simba”. Z kolei ostatnio oficjalna strona MLS określiła cię... „polskim kłusownikiem”. Masz jeszcze inne boiskowe pseudonimy?
- Po jednym z meczów zapytano mnie: którym bohaterem z filmów Disneya chciałbyś być? Na szybko przyszła mi do głowy taka odpowiedź: „Simba, król lew”. Jak byłem młody, to kochałem ten film. Mówią o mnie też „friendly striker” (przyjazny napastnik). Ten „polski kłusownik” też jest zabawny. Niech każdy wybiera co chce (śmiech).
- Co cię najbardziej zaskoczyło po transferze do MLS?
- Poziom tej ligi. Wcześniej nie obserwowałem amerykańskich rozgrywek. Odradzano mi wyjazd do Stanów. Niektórzy mówili: nie idź do MLS, bo tam jest słaby poziom i nigdy nie wrócisz do Europy. Ale już po pierwszych treningach w Philadelphia Union byłem mogłem się przekonać, że te osoby nie miały racji i ich opinie są krzywdzące. Byłem zaskoczony jakością drużyny. Powiedziałem wtedy do siebie: przecież to nie może być słaba liga skoro grają tu tak klasowi piłkarze. Teraz wiem, że MLS jest niedoceniana. Ludzie, którzy mówią, że jest słaba, zwyczajnie nie mają pojęcia o jej poziomie. Oczywiście niektóre drużyny muszą pracować nad taktyką, poprawić pressing, przesuwanie itd. Kluby, które to potrafią, zajmują wysokie miejsca w rozgrywkach.
- W Filadelfii jest nie tylko klub piłkarski. Miałeś okazję wybrać się na przykład na NBA czy NHL?
- Byłem na kilu meczach koszykarskiego zespołu Philadelphia 76ers tuż przed fazą play off. Powiem ci, że bardzo mi się podobało. To dla mnie coś innego. W ogóle mam tutaj sport na najwyższym poziomie. Jak zacznie się sezon to chciałbym zobaczyć drużynę futbolu amerykańskiego Philadelphia Eagles. Mam nadzieję, że uda się dostać bilety, bo słyszałem, że nie jest to takie proste.
- Spotykasz Polaków w Filadelfii?
- Tak, podchodzą do mnie i zagadują po polsku. Mnie to cieszy, bo mogę porozmawiać z nimi w naszym języku. Oglądają mecze Philadelphia Union i doceniają mój wkład w wyniki zespołu. Podczas ostatniego meczu u siebie z Orlando City dużo rozmawiałem z arbitrem. I to właśnie po polsku! Zawody prowadził Robert Sibiga. Żartowaliśmy sobie. Sędzia gratulował mi goli i dobrej postawy zespołu w obecnych rozgrywkach.
- Co ci się przydarzyło w Stanach?
- Ostatnio dostałem mandat. Zostawiłem auto w niedozwolonym miejscu. Zdziwiłbyś się, jak dużo mnie to kosztowało.
- Ile zapłaciłeś kary za niewłaściwe parkowanie?
- 76 dolarów. Spóźniłem się tylko trzy minuty. Gdy przyszedłem do auta to miałem wrażenie, że policjant czekał na mnie. To był jednorazowy przypadek. W klubie żadnych kar nie płacę. Na treningach jestem zawsze punktualnie. Nauczyłem się tego w Niemczech. Dyscyplina jest najważniejsza.
Kacper Przybyłko
Urodzony 25 marca 1993 roku w Bielefeld (Niemcy)
Wzrost: 192 cm, waga 82 kg
Pozycja: napastnik
Kluby: TuS Joellenbeck, Arminia Bielefeld, FC Koeln, Arminia Bielefeld, Greuther Fuerth, Kaiserslautern, Philadelphia Union, Bethlehem Steel, Philadelphia Union
Sukcesy: występy w juniorskich reprezentacjach Polski
Mecze/gole w MLS: 14/9
Mecze/gole w 2.Bundeslidze: 114/20