- Bardzo pomógł mi występ w meczu z San Marino - mówi "Super Expressowi" Błaszczykowski. - Nabrałem pewności siebie, przekonałem się, że mogę grać bez bólu. Myślę, że było to widoczne już dzisiaj, a z każdym meczem powinno być lepiej.
- Podobno, żeby wyleczyć kontuzję, musiał się pan poddać specjalnej diecie, zrezygnować z alkoholu i czekolady.
- Z alkoholem nie było problemu, gdyż nie piję. Z czekoladą było ciężej, bo jestem łakomczuchem, ale... wytrzymałem. Najgorzej było z... owczym serem. Musiałem go jeść przez 2, a nawet 3 tygodnie, a go nie znoszę. W końcu nie wytrzymałem i odstawiłem. Tę specjalną dietę stosowałem przez 5 tygodni. Na szczęście już wróciłem do normalnego odżywiania, chociaż z czekoladą muszę się wciąż ograniczać.
- W Polsce plotkują, że ukrył pan w klubie okoliczności nabawienia się urazu mięśni uda?
- Ależ skąd! Wiem, że pojawiały się takie plotki, ale to totalne bzdury. Wszyscy w klubie znali prawdę. Naszemu lekarzowi dałem nawet film z tego turnieju, na którym jest moment, gdy doznałem kontuzji. Chciałem, żeby miał wiedzę, co mogło się stać i jak powinien mnie leczyć.
- Nie dostał pan reprymendy w klubie? Trochę beztrosko grał pan w piłkę z kolegami w hali w sylwestra...
- Reprymendy nie było. Natomiast dostałem nauczkę na całe życie. Już nigdy nie zagram w takim halowym turnieju.
- Niemieckie gazety podają, że przedłuży pan kontrakt z Borussią do 2012 roku, a nowa gaża wynosić będzie około 1,8 mln euro rocznie. To prawda?
- Trwają rozmowy, ale żadnych konkretów nie ma. O kwocie nie chcę mówić, bo tym zajmuje się mój menedżer.
- To znaczy, że chce pan zostać w Dortmundzie?
- Zaaklimatyzowałem się w Borussii, jestem chyba akceptowany przez kolegów i trenerów. I jak było słychać dzisiaj, przez kibiców chyba też (kibice Borussii żegnali polskiego piłkarza głośnym skandowaniem: "Kuba, Kuba, Kuba"). Warto więc zostać.
- A jeśli zgłosi się Liverpool?
- Powtórzę, na razie nie ma nawet konkretów co do przedłużenia kontraktu z Borussią. Tym bardziej nie chcę się odnosić do rewelacji o mojej grze w Liverpoolu.