Mateusz Borek opowiedział o nieznanych kulisach meczu Andory z Polską. W trakcie spotkania było blisko do incydentu, który rzuciłby wyjątkowo mroczny cień na zwycięstwo "Biało-Czerwonych" i tylko cud sprawił, że nie doszło do wypadku. O szczegółach dziennikarz poinformował w programie "Moc Futbolu".
Mateusz Borek o nieznanych kulisach spotkania Andory z Polską. Tragedia wisiała w powietrzu
Dziennikarz przyznał, że w trakcie meczu Polaków mogło dojść do wielkiej tragedii, która rozegrałaby się na oczach telewidzów. Jak sam przyznał, winny był temu stadion, który nie został dobrze przygotowany do meczu.
- Dwa tygodnie temu spłonęło to rusztowanie. Więc zrobili drugie, prowizoryczne. Wchodzisz po drabince, to rusztowanie się trochę trzęsie. Siedzi ktoś z UEFA, siedzi duet z Polsatu, ja z Marcinem Żewłakowem. I wszystko się trzęsie. Były plastikowe krzesła, na których nie dało się usiąść. Komentowaliśmy z dala od stolika, gdzie są dwa monitory. Pierwszy z tym, co się dzieje na boisku, drugi informacyjny ze składami, kartkami. Jak zaczęły emocje i strzeliliśmy gola, to zaczęliśmy się lekko ruszać, bo człowiek żywo komentuje. Nagle patrzymy, a ten monitor spada ze stolika sześć metrów w dół - powiedział dziennikarz.
Jerzy Dudek szczerze o Mattym Cashu. Nie może tego ukryć, zwrócił uwagę na ważne szczegóły
Aby zobaczyć, jak wygląda żona Mateusza Borka, przejdź do galerii poniżej.
Monitor mógł uderzyć sędziego. Cud sprawił, że wylądował obok
Borek przyznał, że upadek monitora wielkości pokaźnego telewizora mógł kosztować zdrowie sędziego technicznego, który o mały włos nie został ugodzony spadającym przedmiotem.
- Patrzę w lewo, mam siedem metrów do ławki rezerwowych. Trener reprezentacji Polski pokazuje nam, że ten monitor o tyle spadł od głowy sędziego technicznego. Naprawdę niewiele brakowało do tragedii. Mogło się skończyć bardzo tragicznie. Gdyby taki monitor wielkości normalnego telewizora spadł na sędziego technicznego, to byłby duży problem - opowiadał Mateusz Borek.