- To smutny dla mnie moment – wzdycha Listkiewicz, cotygodniowy felietonista „Super Expressu”, gdy w czwartkowy wieczór przywołaliśmy nazwisko Beenhakkera. - Odszedł człowiek, którego bardzo szanowałem, ceniłem, prawie kochałem. Tak jak Kazimierza Górskiego… - dodaje były sternik związku i na chwilę milknie po drugiej stronie słuchawki.
Kim był Leo Beenhakker, były selekcjoner reprezentacji Polski? Sylwetka, choroba, osiągnięcia
- Zmarł wielki człowiek, z niesamowitą charyzmą, który był autorem przełomu w naszej reprezentacyjnej piłce – kontynuuje po chwili. I tłumaczy, na czym ów przełom polegał. - Po pierwsze – odkrył wielu anonimowych w tamtym momencie w kontekście kadry zawodników: Golańskiego, Łobodzińskiego, Bronowickiego – przypomina.
Jego zdaniem, wielka zasługa „Bossa” polegała jednak na czymś znacznie ważniejszym. - Nie chodzi tylko o danie im szansy, ale o wpływie mentalnym – mówi. - On otworzył głowy zawodnikom. Zawsze ich przekonywał: możecie osiągnąć tyle, co Beckham, co inni najlepsi Tylko musicie w to wierzyć. No i to się stało…
To on powiódł Biało-Czerwonych do wielkiej wygranej z Portugalią. Euzebiusz Smolarek zdradził nam, co usłyszał wtedy od selekcjonera
Listkiewicz zwraca też uwagę na wielkie zasługi Beenhakkera dla środowiska trenerskiego. - W przeciwieństwie do portugalskich selekcjonerów, po latach pracujących z Biało-Czerwonymi, którzy przywozili swój własny „cyrk”, Leo otaczał się polskimi współpracownikami – podkreśla, przywołując konkretne nazwiska. - Mroczkowski, Ulatowski, Dziekanowski, Kaczmarek, Jasiu Urban, o którym zawsze mówił „profesor”. No i oczywiście Adam Nawałka, który zawsze powtarzał, że selekcjonerem został dzięki tej współpracy z „Bossem” – zaznacza Listkiewicz.
Nie żyje Leo Beenhakker. To on przeprowadził „pomarańczowę rewolucję” wśród Biało-Czerwonych, u niego debiutował Lewandowski
Beenhakker był selekcjonerem od lipca 2006 do września 2009. - Odszedł po części dlatego, że był z innego świata, i sam był jakby inny. Sam sposób jego zachowania, taka chodząca kultura, wielu drażnił. Przecież on nawet na śniadanie schodził w garniturze - przypomina nasz felietonista. I z przekąsem dodaje: - A my w Polsce innych nie lubimy….
