„Super Express”: - Od maja grasz w USA, osiem goli i sześć asyst w 30 spotkaniach. Jak oceniasz sezon w twoim wykonaniu?
Patryk Klimala (23 l., New York Red Bulls): - Zdobyłem osiem bramek, ale mogło, a wręcz powinno być ich więcej. Naturalnie jestem zadowolony z tej rundy. Do ligi wchodziłem „z marszu”, w zasadzie bez okresu przygotowawczego. Odczułem to w końcówce sezonu zasadniczego oraz play-off. Niemniej przez cały czas cieszyłem się zaufaniem sztabu szkoleniowego. Już po zakończeniu sezonu siedział w mojej głowie brak skuteczności. Nawet we wspomnianej potyczce z Philadelphia Union miałem doskonałą okazję. Niestety, zmarnowałem ją, a później już w dogrywce sami dostaliśmy gola, które zadecydował o naszej porażce. Niemniej od tamtego spotkania trochę już czasu upłynęło, a ja przetrawiłem to. Takie jednak jest życie, a napastnicy dużo lepsi ode mnie również marnowali wyśmienite okazje.
- Czy pocieszałeś się faktem, że wasz rywal odpadł dopiero w półfinale z New York City?
- W żadnym razie! Moim celem jest tytuł króla strzelców w przyszłym sezonie. Chcę również wygrać MLS Cup. Jaki już wspomniałem, do drużyny wchodziłem „z marszu” bez okresu przygotowawczego, po półtora roku sporadycznego grania. Z zespołem docieraliśmy się w trakcie sezonu. Mimo tego zaliczyłem sześć asyst i zdobyłem osiem bramek. Wierzę, że w kolejnym sezonie będzie jeszcze lepiej. Do drużyny mają przyjść nowi zawodnicy, którzy zapewnią jakość i podniosą poziom. Jestem optymistą i liczę, że wspólnie osiągniemy sukces.
Jan Urban o formie gwiazdy Górnika. Łukasz Podolski odpali kolejną bombę w Ekstraklasie?
- Twój wybór MLS wydawał się być mało oczywisty. Zamieniłeś bowiem słynny Celtic na USA, które wielu kojarzy się raczej ze spokojną piłkarską emeryturą.
- Fakt, że ta liga jest mniej znana nie znaczy, że jest słaba. Najlepiej widać to chociażby po Przemku Frankowskim czy Adamie Buksie. Przychodząc do USA byłem już po rozmowach z trenerem, który obiecał, że da mi szanse. Myślę, że grą i bramkami odpłaciłem się za zaufanie. Nie ukrywam także, że kluczowe znaczenie miała marka „Red Bull”. Nie wiem, czy wybrałbym inny klub za oceanem.
- Gdybyś miał porównać Celtic, Rangers FC, czy lidera Ekstraklasy - Lecha Poznań do drużyn rywalizujących w MLS, jak to porównanie by wypadło?
- Myślę, że „Celtowie” i Rangersi byliby faworytami do wygrania ligi, chociaż wcale nie uważam, że to zwycięstwo przyszłoby im łatwo. Jestem przekonany, że całościowo poziom MLS przewyższa szkocką Premier League. Co prawda sam raczej rzadko grywałem w Celtiku, to widziałem potencjał tamtych zespołów. W Szkocji dominuje aspekt fizyczny. Myślę, że w USA pod każdym względem, motorycznym, taktycznym, technicznym poziom jest wyższy. Co do Lecha uważam, że miałby szanse na awans do fazy play-off, ale z pewnością są w USA zespoły lepsze od lidera PKO BP Ekstraklasy.
Wyciekł prawdziwy pseudonim Marka Papszuna. Brzmi groźnie, wiele to o nim mówi
- Jak ci się mieszka w Nowym Jorku? Bez wątpienia to jedna z największych metropolii na świecie.
- Nasz zespół nazywa się New York Red Bulls, ale wszystko odbywa się w New Jersey. Mieszkam w cichym i spokojnym miasteczku na przedmieściach New Jersey. Ja w Nowym Jorku bywam, chociaż mam kolegów w drużynie, którzy tam mieszkają i codziennie poświęcają na dojazdy jedną lub dwie godziny. Osobiście wolałem zamieszkać bliżej bazy, dlatego zdecydowałem się na New Jersey.
- W Nowym Jorku jest mnóstwo klubów sportowych, a piłka nożna w USA nie jest sportem pierwszego wyboru. Jak się odnajdujesz w tej sytuacji?
- Oczywiście nie ma sensu porównywać popularności MLS i tzw. „soccera” do NBA, NFL i występujących w nich drużyn. Bywam na meczach NBA, widzę jaką popularnością cieszą się te rozgrywki, ilu kibiców zjawia się na hali „Knicksów”. Dość powiedzieć, że od kiedy trafiłem do USA raz, może dwa ktoś mnie zaczepił na ulicy, zapytał o drużynę, a przecież byłem zawodnikiem sprowadzonym za najwyższą kwotę w historii klubu. Czuję tutaj znacznie większą anonimowość niż w Białymstoku, czy Glasgow. Szczególnie w Szkocji, kiedy wykonywałem tak prozaiczne czynności jak wyjście po zakupy, bardzo często ktoś mnie zaczepiał prosząc o wspólne zdjęcie lub autograf. Oczywiście, mi osobiście nie przeszkadza ani jedna, ani druga sytuacja. Po prostu chcę pokazać różnicę między Szkocją i USA. Chociaż popularność piłki nożnej rośnie, widzę to przy okazji derbów Nowego Jorku, czy potyczkach play-off przeciwko Philadelphia Union. Ci ludzie interesują się losami drużyny, ale muszą mieć powód, aby zwrócić na nie uwagę. Oczywiście w Glasgow wszyscy żyją wynikami i meczami Celtiku, pod tym względem nie ma nawet sensu porównywać popularności piłki w USA i Szkocji.
Jakub Świerczok wydał oświadczenie w sprawie dopingu. Jasne stanowisko piłkarza w sprawie afery
- Czy grając w MLS patrzysz trochę na przykład Przemka Frankowskiego, który w 2019 odchodził z Jagiellonii do MLS, skąd trafił do Francji, gdzie uchodzi za jedno z odkryć Ligue 1?
- Moje rozmowy z Newy York Red Bulls trwały od dawna, kiedy jeszcze Przemek był zawodnikiem Chicago Fire. „Franek” odszedł z MLS dwa dni przed naszym meczem w sierpniu, dlatego jego przypadek nie mógł być moją inspiracją. Niemniej znam Przemka z boiska, wiem na co go stać i widziałem jak sobie poradził w USA. Jeszcze w Ekstraklasie rywalizowałem także z Adamem Buksą, więc mając taką bazę starałem siebie gdzieś umieścić i ocenić moje możliwości. Uznałem, że MLS będzie optymalnym wyborem, bo chciałem strzelać gole i cieszyć się grą. Trener obiecał czystą sportową rywalizację i tak faktycznie było. Teraz chcę zrobić krok do przodu.
- W finale MLS zmierzą się zespół Jarosława Niezgody – Portland Timbers z New York City. Kto twoim zdaniem będzie faworytem tego starcia?
- Szykuje się zacięta rywalizacja, ale myślę, że zwycięży zespół Jarka.
Nadciągają gigantyczne kłopoty dla Legii. To może być bolesne. Nie będzie odwrotu
- Czy podobnie jak Przemek Frankowski chcesz za dwa, trzy lata, dzięki dobrym występom w MLS trafić do jednej z topowych lig w Europie?
- W tej chwili absolutnie o tym nie myślę. Mam ważny kontrakt w Nowym Jorku, jest mi tutaj dobrze i jedyne na czym się skupiam to strzelanie goli w MLS i walka o trofea w USA. Jestem przekonany, że ciężka praca obroni się sama. Nie nakładam na siebie sztucznej presji. Wierzę, że nadchodzący sezon będzie przełomowym w mojej karierze. Niemniej na razie są to tylko zapowiedzi, a za rok wszyscy powiemy „sprawdzam”.
- Osiem goli w MLS to dobry wynik. Wcześniej z dobrej strony pokazali się inni zawodnicy z USA - Adam Buksa i Przemysław Frankowski. Czy liczysz, że w ciągu najbliższego roku również na ciebie łaskawym okiem spojrzy selekcjoner?
- Oczywiście, że myślę i marzę o tym, aby zagrać w reprezentacji. Taki stawiam sobie cel, aby wystąpić w pierwszej drużynie narodowej. Oczywiście nie nakładam na siebie presji, ale widzę jak w kadrze radzi sobie Adam Buksa. Oczywiście Robert Lewandowski pozostaje poza konkurencją, fajnie do drużyny narodowej wszedł także mój kolega z czasów występów w Jagiellonii, Karol Świderski. Są Arkadiusz Milik i Krzysztof Piątek. Na pewno nie będzie mi łatwo, ale nie składam broni. Wierzę, że wywalczę sobie miejsce w drużynie narodowej. Mam nadzieję, że prędzej niż później.
- Czy wierzysz, że za rok o tej porze będziesz wraz z reprezentacją Polski na mundialu w Katarze?
- Wierzę, że tak.
Sensacyjne informacje o Paulo Sousie. Nagły zwrot akcji? Wielki klub złożył mu ofertę