Czesław Michniewicz

i

Autor: Cyfra Sport Czesław Michniewicz

Pół kilo tatara, tulipan i skład do obiadu. Czesław Michniewicz zdradza kulisy kadry U-21

2019-11-15 6:09

Reprezentacja Polski do lat 21 w piątek rozegra bardzo ważny i trudny mecz w eliminacjach mistrzostw Europy 2021 z Bułgarią. Biało-czerwoni są obecnie liderami grupy, ale różnice punktowe są niewielkie. Mimo dobrych wyników, Czesław Michniewicz w rozmowie z "Super Expressem" tonuje nastroje. Zdradził również, kto z młodych piłkarzy zjadł pół kilo tatara na raz i kogo określa mianem "tulipan".

"Super Express": - Początek eliminacji w wykonaniu polskiej kadry jest wyśmienity: trzy wygrane w czterech meczach, 10 punktów i pozycja lidera grupy. Jest niedosyt, że jednak nie udało się wywalczyć kompletu punktów?
Czesław Michniewicz: - Nie podniecamy się tym startem, bo wiemy, że w trackie eliminacji są różne momenty. Patrzymy na to spokojnie, z pokorą. Jeszcze dużo się może zmienić. Serbia miała problemy od początku zmagań i zmieniła trenera. Może być tak, że z nowym szkoleniowcem odniesie sześć zwycięstw. To trudna grupa, w której Polska, Serbia, Rosja i Bułgaria biją się o finały. Uważam, że walka o przepustkę do Euro będzie trwała do końca. Awansuje tylko jeden zespół. Tłumaczę zawodnikom, że muszą być skoncentrowani, bo eliminacje to tylko 10 meczów, a nie tak jak w lidze 37. Tu jest krótki odcinek. Jak złapiesz dołek to nie ma możliwości tego odrobić. Musimy być przygotowani jak na bieg na 100 metrów i to na maksa.

- Pana podopieczni są przygotowani na taki bieg?
- Tak, tworzy się fajna drużyna. Jest trochę mankamentów, braków. Wiadomo, że z Szymańskim, Bielikiem czy kontuzjowanym ostatnio Dziczkiem byłoby nam łatwiej. Ale nie narzekam. Teraz sytuacja jest lepsza niż na starcie eliminacji. Wtedy było wielu nowych zawodników. Nawet między sobą byli skrępowani, nie znali się, nie wiedzieli jak się zachować, na co mogą sobie pozwolić. Nawet żartowaliśmy, że przy stolikach zasiadali według różnego klucza. Z jednej strony „pogromcy Tahiti”, bo w zespole są gracze z mundialu do lat 20, a z drugiej inna grupa. Jak patrzę na piłkarzy tej kadry to serce się raduje. Mamy naprawdę duży potencjał. Porównuję ich na tle Rosjan, czy Serbów. Tam pełno zawodników z silnych klubów, grających w pierwszych składach. Tymczasem kto jest najlepszy? Najmłodszy Mateusz Bogusz.

- Bułgaria to najbardziej niewdzięczny rywal w grupie?
- Niewygodny i bardzo trudny. Stracili tylko jedną bramkę, najmniej ze wszystkich zespołów w grupie. Przed nami ciężki mecz w Sofii. Bardzo starannie się do tego meczu przygotowaliśmy. Bułgaria to zespół, który gra inaczej niż Serbia, czy Rosja. Może dużo nie strzelają, ale są bardzo groźni. Trudno się przedostać pod ich pole karne. Powiedziałem chłopakom, żeby przestawili „głowy”. Bo tym razem nie będą grali na pięknym stadionie jak w Jekaterynburgu, czy w Łodzi.

- U Bułgarów pojawił się nowy Christo Stoiczkow?
- Obejrzałem wszystkie ich mecze. Mają ciekawych zawodników. Napastnicy – Krastew i Jordanow, który w pierwszym spotkaniu strzelił trzy gole. Ciekawie wyglądają Iwanow i Antow - z rocznika 2000, grający na pozycji defensywnego pomocnika. Z Łotwą zagrał pierwszy mecz w eliminacjach. Zrobił na mnie wrażenie. Przy wzroście 190 cm bardzo ładnie i czysto odbiera piłkę. Miał dużą swobodę w grze, brał udział w każdej akcji. Bułgarzy mają bardzo dynamicznych skrzydłowych, którzy dużo biegają. Widowisko gra bramkarz Naumow. Może nie ma super warunków, ale wychodzi wysoko w powietrze. Taka pantera, bardzo sprawny, więc nie dziwię się, że stracili tylko jedną bramkę. W defensywie są stabilni, szybko odbudowują ustawienie. Z Serbami u siebie grali wysokim pressingiem. Nie wpuszczali rywali na swoją połowę. Ale Serbowie w końcu ich złamali w końcówce i strzelili gola. Bułgarzy grają bardzo uważnie. Z Rosją zagrali jak równy z równym. To bardzo trudny i niewdzięczny przeciwnik. To drużyna trochę podobna do nas. Bardzo dobrze bronią, mają dwóch wysokich stoperów Christow i Petkow, którzy długim podaniem grają pod faul. Stałe fragmenty i kontry to klucz do zwycięstwa w tym spotkaniu.

Czesław Michniewicz

i

Autor: Cyfra Sport Czesław Michniewicz

- Kamil Grabara ma takie cechy przywódcze, ze dostał od pana opaskę kapitana?
- Kapitan to musi być dobry piłkarz. Nie wierzę w osobę, która tylko gada. To się nie sprawdza. Co z tego, że krzyczysz, a jesteś słabym graczem i nie jesteś w stanie pomóc drużynie? Kamil pomaga jako piłkarz, ma autorytet, posłuch i jest bystry. W mig łapie, o co mi chodzi. Mam z nim dobry kontakt jeszcze z poprzedniej kadry. Gdy wysyłałem piłkarzom materiały do analizy, to był pierwszym, który analizował i dyskutował. Widać, że żyje reprezentacją. Na ten moment to idealny kapitan dla tego zespołu.

- Co pan sobie pomyślał, gdy Grabara powiedział niedawno, że Michniewicz ma takie cechy, że będzie pierwszym selekcjonerem kadry?
- Podlizuje się (śmiech). Dobrze mi się z nim pracuje. Nigdy mnie nie zawiódł jako piłkarz i człowiek. Mam do niego zaufania. A co myślę o jego słowach? Piłka uczy pokory. Dziś jest pięknie, ale za chwilę może być inna sytuacja. Jako trener byłem już w piłkarskim niebie i piekle. Miło, że piłkarze się tak o mnie wypowiadają. Na pożegnalnej kolacji na Euro U-21 powiedzieli do mnie: chcielibyśmy z panem popracować, jest jedno takie miejsce, gdzie się możemy spotkać. I dodali: niech się trener stara (śmiech).

- Coraz więcej piłkarzy z młodzieżówki oglądamy w seniorskiej kadrze. Teraz trafił do niej Kamil Jóźwiak. Trener Jan Urban mówi, że to następca Jakuba Błaszczykowskiego. Ma rację?
- Sylwetki mają podobne. Silni, dobrze grają jeden na jeden. Kuba lepiej broni, był bardziej odpowiedzialny, nauczył się tego w Dortmundzie. „Józio” jeszcze dzieli sobie mecz na fazę ofensywną i defensywną. Wszyscy go chwalą, a jak mam dla niego przygotowaną „baterię” w postaci dobrych i złych momentów z ostatnich meczów (śmiech). Wracając do pytania. W pewnym momencie Kuba powie dość. Nie wiadomo, jak się rozwinie Przemek Frankowski. Dlatego trener Brzęczek szuka i czerpie z naszego młodzieżowego „kociołka”. Jeśli ktoś nie łapie się w U-20 to nagle wskoczy do pierwszej reprezentacji? Tak to nie działa. Jóźwiak nie był pierwszym wyborem w poprzednich eliminacjach, ale miał dobre momenty. Widać, że cały czas idzie w górę, że się rozwija.

- Odkryciem tych eliminacji w pana kadrze jest Patryk Klimala. Jak udało się panu obudzić napastnika Jagiellonii Białystok?
- Opowiem o naszym pierwszym spotkaniu. Pojechałem kiedyś do Ostródy, gdzie Stomil grał z Wigrami. Klimala strzelił dla ekipy z Suwałk gola. Popatrzyłem na niego, porozmawiałem. Wydał mi się taki ura-bura, tatuaże, uroda jak Dziekanowski. Pierwsze wrażenie: cwaniaczek. Myślę sobie: uuuuu, kolego będzie trudno, ale poradzimy sobie. Zaprosiłem go na konsultację do Bydgoszczy, podczas której zdobył piękną bramkę. W poprzedniej kadrze nie mógł się przebić, ale miał konkurencję.

- Czym w końcu przekonał pana do siebie?
- Chce się uczyć. Jak czegoś nie wie, to przyjdzie i dopyta. Wielu udawałoby, że rozumie, będzie przytakiwać. Patryk jak czegoś nie wie, to przyjdzie i zapyta. I zrobi to drugi raz. Nie będzie się wstydził. Tym mnie ujął. Jednak tak naprawdę jego pewność zbudował trener Ireneusz Mamrot. To jego zasługa. Jak Patryk przychodzi do naszego biura to żartuję z niego pytając, czy może mu drzwi bardziej otworzyć, bo nie wiem, czy się w nich zmieści (śmiech). Chłopak ma dystans do siebie. Potrafi żartować z siebie. Podobnie, jak Kamil Pestka.

- Co takiego zrobił obrońca Cracovii?
- Kiedyś zjadł pół kilo tatara. Od tego czasu dzielimy porcje. Cały czas sprawdzamy wagę piłkarzy. Nie możemy pozwolić, żeby kadrowicz wrócił do klubu z nadwagą. Bo to w nas uderza, dlatego monitorujemy graczy. Gdy przed Euro zrobiliśmy quiz o zawodnikach to jedno z pytań brzmiało: ulubione danie Pestki? Odpowiedź: tatar.

- To prawda, że Klimala, że dopiero na ostatnich zajęciach przed Łotwą dowiedział się, że zagra w wyjściowym składzie?
- Zgadza się. Powiedziałem chłopakom, że o tym, jaką wystawimy „11” patrzymy do ostatnich zajęć. Tak było m.in. w przypadku Marcina Listkowskiego. Przypomniałem podopiecznym swoją sytuację z Atletico Madryt. Jak mawiał trener Stefan Majewski: do obiadu byłem w pierwszym składzie Amiki, a po obiedzie z niego wypadłem. W żartach tłumaczę chłopakom, że dziś jest skład do obiadu, ale po nim może się wszystko zmienić (śmiech). Doskonale o tym wiedzą. Klimala wskoczył na pierwszy mecz z Łotwą właśnie „po obiedzie”. Po ostatnim treningu „zmasakrował” Przemka Wiśniewskiego, który przez uraz wypadł. Z Łotwą strzelił gola, ale „spalił się” w Białymstoku z Estonią. Widać było, że za bardzo chce pokazać się przed własną publicznością. Przed Rosją był już pewniakiem. Strzelił gola, asystował z Serbią.

Patryk Klimala, Jagiellonia Białystok

i

Autor: Cyfra Sport Patryk Klimala

- Klimala mówi, że na Dolnym Śląsku skąd pochodzi wszyscy mówią o nim „Diabeł”. Pasuje ten przydomek do niego?
- To boiskowy... skurczybyk. W pozytywnym sensie. Nie pęka. Jest silny, szybki i dobry technicznie. Ale ja mówię do niego Dziekan lub Tulipan. Fryzura ułożona, dba o każdy jej szczegół. Ostatnio odniosłem wrażenie, że dużo go w mediach. Zaraz ludzie będą mieli przesyt i go znienawidzą. Mądry chłopak, bo też to zauważył. Wyciszył się. Mniej gadania, więcej grania.

- 100 dolarów to był talizman poprzedniej kadry. Co jest nim teraz?
- Ostatnio zobaczyłem, że mam ją cały czas przy sobie. Pomyślałem sobie, żebym tylko jej nie zgubił. Trzeba to oddać do Muzeum Sportu. Obecna kadra nie ma amuletu. Ta drużyna musi sama się stworzyć. Tamta zrodziła się wtedy, gdy remisowaliśmy z Wyspami Owczymi, gdy chłopcy zapłakali w szatni i zobaczyli, że jesteśmy na skraju. W tych eliminacjach też będą trudne chwile. Ale w tym zespole są gracze, którzy już to przeżyli. I gdy stracimy bramkę na początku, to nie poddadzą się. Nie spuszczą głów, że już przegraliśmy, że nie da się podnieść, lecz będą walczyć. Pod tym względem są taką drużyną jak Liverpool. Do końca będą wierzyli, że wszystko da się odwrócić.

- Dużo czasu poświęca pan na analizy meczów, które potem pokazuje pan zawodnikom. To prawda, że później sprawdza pan ich wiedzę na ten temat?
- Gdy piłkarz dostaje taki materiał, to wie, że ktoś nad nim posiedział. Wygląda to niczym w grze FIFA. Wszystko jest pokazane, opisane, wiadomo o co chodzi. Wprowadziliśmy zasadę jak na studiach. Omawiam daną akcję, a piłkarze prowadzą notatki w zeszytach, z których później korzystają. Na ostatnim zgrupowaniu zrobiliśmy sprawdzian z 27 akcji. Drużyna została podzielona na sześć stolików. Każdy ze stolików losował dwie karteczki z numerami danych sytuacji, które wcześniej analizowaliśmy. Chłopcy wychodzą na środek i muszą powiedzieć na co zwracaliśmy uwagę, o co chodziło w danym momencie, co było istotne. Każdy musi być przygotowany. Jak bym tylko mówił, to ten przekaz słowny szybko z ich głów ucieknie. A tak chłopcy spojrzą w notatki i sobie szybko przypomną. Tak jak na studiach.

- Ktoś był nieprzygotowany do zajęć?
- Nie, wręcz przeciwnie. Wyszła zabawna sytuacja. Przyszedł do mnie Sebastian Kowalczyk, który został dodatkowo powołany. Nie był obecny na poprzednim zgrupowaniu. Kowal zapytał mnie: trenerze, czy mam przepisać wszystko od Marcina Listkowskiego? Uspokoiłem go, że teraz jeszcze nie musi. Ale ta sytuacja pokazuje, że chłopcy chcą się uczyć. I to mnie cieszy najbardziej.

Najnowsze