„Super Express”: - Liczył pan wtedy na występ z Niemcami?
Sebastian Mila:- Moja droga do tego gola była niesamowita. Selekcjoner Adam Nawałka nie powołał mnie na Gibraltar. Pojechałem na zgrupowanie w trybie awaryjnym, bo Michał Kucharczyk doznał kontuzji. Ale i tak nie zagrałem. Dlatego nie obiecywałem sobie za wiele. Nie sądziłem, że przydam się w spotkaniu z Niemcami.
- W bramce Niemców stał Manuel Neuer. Noga zadrżała panu przed strzałem?
- Nic z tych rzeczy. To są automatyzmy. Doskonale wiedziałem, że zaraz dostanę podanie. Wiedziałem, gdzie jest bramka i co chcę zrobić. W tej sytuacji byłem trochę zarozumiały, pewny siebie i przekonany, że po moim strzale piłka poleci tam, gdzie dokładnie będę chciał. Tak też się stało. Ryk kibiców na stadionie po moim trafieniu był przerażający, ale i fantastyczny. Jak teraz o tym opowiadam, to czuję niesamowite emocje.
- Emocje widać było także na boisku. Zaraz po golu pobiegł pan do trenera Adama Nawałki. Chciał mu pan podziękować za szansę?
- Moja reakcja była spontaniczna. Miałem 32 lata i liczyłem się z tym, że to może być jeden z ostatnich takich niezapomnianych momentów w kadrze. Utkwiło mi w pamięci zdjęcie z tego spotkania, gdy cieszy się cała drużyna, a nad nami jest Kamil Glik. To była radość każdego z nas. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że udało nam się coś dokonać.
- Jaką niespodziankę przygotowali dla pana sąsiedzi?
- W garażu przygotowali napis z flagami: „gratulujemy sąsiedzie, Polska - Niemcy 2:0”. To było fantastyczne z ich strony. Po tym meczu dostrzegałem radość kibiców. Jednak nie spodziewałem się, że będzie tyle gestów pod moim adresem. Wcześniej było tak, że po spotkaniu wracałem do domu i nic się nie działo. Ale mecz z Niemcami wiele zmienił.
- Zmienił pana życie?
- Zdecydowanie. Najlepiej podsumowali to kibice pisząc komentarze w stylu: gdyby nie ten gol, to nikt by go nie znał (śmiech). Może coś w tym jest, że zostałem zapamiętany właśnie przez tę bramkę. Wtedy wiele było takich sytuacji, które mnie szokowały i pojawiał się uśmiech na mojej twarzy. Dostawałem dużo listów. Rodzice informowali mnie w nich, że dali synowi na imię Sebastian, bo urodził się w dniu meczu.
- Czy zostały panu pamiątki z tego spotkania?
- Po meczu był siniak w okolicach kostki (śmiech). Buty przekazałem do muzeum Lechii Gdańsk. Zostały mi ochraniacze. Koszulkę oddałem na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Nie potrzebuję mieć pamiątek z tego meczu po to, aby sobie na nie patrzeć. Towarzyszą mi wspomnienia. Zawsze jestem wdzięczny, gdy kibice pamiętają o tym golu. Podchodzą do mnie, gratulują, wspominają, chcą porozmawiać. To jest piękne i bezcenne. Materialne rzeczy nie są dla mnie nadrzędną wartością.
- Co dał panu gol z Niemcami?
- Niesamowitą satysfakcję. To był niesamowity czas reprezentacji, która się budowała i zaczynała mieć swoich bohaterów, a ja byłem przez moment jej częścią. Życie to są chwile. Taką piękną chwilą była właśnie bramka z Niemcami. Ostatnio tenisista Novak Djoković po triumfie we French Open powiedział, żeby nie przestawać wierzyć i marzyć. Mówił, żeby wziąć przyszłość w swoje ręce. Mam poczucie, że doświadczyłem tego w tamtym okresie.