Kilka lat temu okrzyczano go „wielkim talentem”, rywalizowały o niego najmocniejsze polskie kluby, znakomicie grał w kadrze, omijały go kontuzje. Aż nagle zwaliły się na niego aż trzy nieszczęścia.
– Najgorsze było to, że po pierwszej operacji miało nie boleć, a bolało. Potem druga operacja i to samo. Nikt nie wiedział, co mi dolega. Potem okazało się, że to zerwany przywodziciel uda, który był wrośnięty w inny mięsień. Miałem też urazy pachwin, które spowodowały przepuklinę. I to wszystko w tym samym czasie. Masakra. Były chwile, że miałem już dosyć tej rehabilitacji. Ale walczyłem i wygrałem – cieszy się pomocnik Zagłębia Lubin.
Przeczytaj koniecznie: Zagłębie Lubin - GKS Bełchatów, wynik 1:1: Pawłowski rozruszał Zagłębie
Po długich miesiącach koszmaru Pawłowski znów gra pierwsze skrzypce w Zagłębiu, chce go Lech Poznań, wraca do kadry na mecz
z Bośnią. – Cieszę się, tym bardziej że trzy lata temu debiutowałem w kadrze właśnie w spotkaniu z Bośnią i Hercegowiną – wspomina.
Pawłowski przyznaje, że nawet nie liczył, że tak szybko wróci do reprezentacji Polski.
– W październiku zagrałem pierwszy mecz od ośmiu miesięcy, a w grudniu już jadę z kadrą na mecz z Bośnią. Wróciłem do kadry silniejszy. Może zagram i strzelę gola Bośni? Jeśli się uda, zrobię kołyskę dla mojej córeczki – marzy piłkarz „po przejściach”.