Zbigniew Boniek

i

Autor: Marcin Gadomski / SE Zbigniew Boniek

Ta historia Zbigniewa Bońka sprawi, że wytrzeszczysz oczy. Wszystko wydarzyło się w Albanii

2021-10-12 16:27

We wtorkowy wieczór na stadionie w Tiranie dojdzie do bardzo istotnego meczu reprezentacji Polski. "Biało-czerwoni" nie mogą pozwolić sobie na porażkę z Albanią, żeby nie zamknąć sobie drogi do baraży o awans na mistrzostwa świata. Na ten pojedynek wszyscy oczekują niecierpliwie, w tym także Zbigniew Boniek, który właśnie na albańskiej ziemi przeżył bardzo niestandardową historię.

Sytuacja w grupie Polski w kwalifikacjach do mistrzostw świata nie pozostawia cienia wątpliwości. Pod żadnym pozorem podopieczni selekcjonera Paulo Sousy nie mogą sobie pozwolić na porażkę. W innym wypadku bowiem to ich rywale będą o krok od zagwarantowania sobie miejsca dla plecami Anglików i przejścia do baraży o awans na mundial. Za kadrę kciuki mocno ściska także i Zbigniew Boniek, który zatrudniając w styczniu Sousę powierzył mu misję także i wywalczenia przepustki do turnieju w Katarze.

Przyjazd piłkarzy do hotelu w Albanii - ZDJĘCIA

Jak się okazuje, w 1985 roku właśnie w Albanii Boniek przeżył historię, która z obecnej perspektywy wydaje się wręcz nieprawdopodobna. Jego Juventus wygrał 1:0 finał Pucharu Europy z Liverpoolem właśnie po trafieniu "Zibiego", a ten następnie... wyruszył do Albanii, gdzie kadra grała w następny dzień! Wówczas kalendarze nie były układane w szerszym porozumieniu. Pracownicy polskiego związku za wczasu nie pomyśleli, że reprezentant "Biało-czerwonych" może brać udział w finale i stąd wziął się taki termin.

Zobacz też: Wyszło na jaw, co Kamil Glik naprawdę myśli o taktyce Paulo Sousy na mecz Albania - Polska. Padły ważne słowa

- Gdy w Brukseli pojechałem na prywatne lotnisko, nie mogłem znaleźć samolotu, którym miałem lecieć. Potem, gdy chcieliśmy lądować w Tiranie, okazało się, że nie mogą nas przyjąć do 8 rano. Musieliśmy zawracać do Bari, gdzie na szczęście jest blisko z Albanii, wystarcza przelecieć przez morze. Tam znaleźliśmy się około 5–6 rano. Zatankowaliśmy i czekaliśmy godzinę lub dwie. O 10 byłem na miejscu, a o 14 czy 15 zaczynał się mecz - opisał Boniek w rozmowie z "Onetem" a historia ta, mimo upływu lat, z pewnością wciąż wydaje się niesamowita.

Tomaszewski ŻĄDA ZWOLNIENIA Sousy! Podał mocny POWÓD | Futbologia
Najnowsze