O Peszce nie ma co mówić, można się co najwyżej zadumać nad rozmiarem jego głupoty. Czasy Ernesta Pohla, który pił do szóstej rano, a w południe strzelał drużynie przeciwnej cztery bramki, minęły bezpowrotnie. Odeszły do futbolowych legend sprzed pół wieku, kiedy osobnik zaprawiony w alkoholowych bojach mógł takim wyzwaniom sprostać. Ale potem wymagania wzrosły i łączyć gorzałkowych uciech ze sportową formą już się nie udaje.
Wraz z całą Polską zastanawiam się czym jednak zawinił selekcjonerowi niepijący Marcin Wasilewski, który po zwinięciu przez policję kumpla do izby wytrzeźwień wsiadł do samochodu i udał się w podróż z Kolonii do Brukseli. Chyba nie pobił rekordu Peszki i nie odbył tej podróży „na cyku”.Więc o co Smuda ma do niego pretensje?
Przydatność Sławomira Peszki dla kadry była taka, że wyrzucenie z drużyny praktycznie jej nie osłabia. Ale „łamignat” pokroju Marcina Wasilewskiego może jej się przydać, choćby dla straszenia greckich, rosyjskich i czeskich napastników. I wcale nie alkoholowym chuchem...