Robert Lewandowski, Arkadiusz Milik

i

Autor: East News

Videoblogi SE: Piotr Koźmiński. Oto polski napastnik idealny!

2018-02-13 9:00

Zastanawialiście się kiedyś jak wyglądałby idealny polski napastnik? Na potrzeby vloga stworzyłem wzór „biało-czerwonego” snajpera. Wiadomo, że taki gracz musi mieć coś z Lewandowskiego, coś z Lubańskiego, ale też cechy/umiejętności kilku innych piłkarzy, jak choćby Wilimowskiego. Oto polski napastnik o jakim warto pomarzyć.

Piotr Koźmiński VIDEOBLOG: Oto polski napastnik idealny! Połączenie Lewandowskiego z...

Przygotowanie fizyczne, czyli nikt nie przebije Lewego

Pod względem przygotowania fizycznego i dbania o organizm nikt w polskiej piłce nie przebije Roberta Lewandowskiego. Kapitan polskiej kadry pokonał bardzo długą drogę od „chucherka” do prawdziwego atlety. Kiedy zaczynał w Varsovii, niektórzy obawiali się, że przeciwnicy połamią mu jego chude nóżki, bo faktycznie , gdy na obiektach tego klubu ogląda się dziś zdjęcia kilkunastoletniego RL, to widać jaki był „kruchy”. Trenerzy, trochę w żartach, zalecali mamie Roberta, żeby dawała mu więcej boczku.  Nawet jako piłkarz Znicza Pruszków kapitan kadry sylwetką zdecydowanie odbiegał od tej, którą prezentuje teraz.  Dość powiedzieć/ napisać, że Lewy wzbudza obecnie podziw nie tylko formą strzelecką, ale właśnie budową ciała. Nieoficjalnie usłyszałem kiedyś, że gdy kręcił reklamę szamponu do włosów i nagrywał scenę bez koszulki pod prysznicem, to przedstawicielki płci pięknej, pomagające przy sesji, nie mogły od niego oderwać wzroku.


Robert Lewandowski to obecnie jeden z najlepszych piłkarzy na świecie (fot. Super Express)

Nic jednak nie bierze się z przypadku, to lata ciężkiej pracy i wielka pomoc małżonki, która – jak wiadomo – jest jego dietetykiem. Lewandowscy tak się przyzwyczaili do zdrowego jedzenia, że jak mówiła w wywiadzie dla „SE” Ania, Robertowi potrafi zaszkodzić nawet… kebab. Ostatniego zjadł ponad dwa lata temu i tak bolał go brzuch, że dał sobie z tym spokój raz na zawsze. W zamian za różne wyrzeczenia Lewy ma jednak to, o czym marzą miliony. Jest najlepiej opłacanym sportowcem w historii Polski, najlepszym strzelcem w historii kadry, a kilka „naj” w jego przypadku na pewno jeszcze dojdzie.

Nos do goli, czyli nie zapominajmy o Wilimowskim

Który z polskich snajperów miał największy nos do goli?  Moim zdaniem  bardzo poważnie trzeba wziąć pod uwagę Ernesta Wilimowskiego. Gdyby nie wojna,  „Ezi” prawdopodobnie pobiłby wszelkie możliwe strzeleckie rekordy w polskiej piłce. Kiedy Niemcy napadały na Polskę w 1939 roku, Ernest Wilimowski miał zaledwie 23 lata, a na koncie już 117 bramek w polskiej ekstraklasie. Ten okazały dorobek zgromadził w ledwie 87 meczach, co oznacza, że strzelał średnio 1,34 gola na mecz. Żaden inny piłkarz w historii naszego futbolu nie miał takich statystyk, żaden nie pobije też najpewniej jednego z jego rekordów – Wilimowski strzelił w jednym ligowym meczu aż 10 goli (z Unionem Touring Łódź, 22 maja 1939 roku).
Często słyszę, że to były inne czasy, że wtedy zdobywało się więcej goli. OK, ale „Ezi” i tak strzelał ich o wiele więcej niż inni w jego epoce. W reprezentacji Polski zagrał 22 razy i zdobył 21 goli. Jest chyba jedynym piłkarzem w historii piłki, który na wielkiej imprezie strzelił reprezentacji Brazylii cztery gole (a jeszcze wywalczył karnego, mś w 1938, Polska – Brazylia 5:6). Tuż przed wybuchem wojny był w doskonałej formie, o czym świadczy hat trick w ostatnim przed kampanią wrześniową meczu reprezentacji Polski – z Węgrami, 27 sierpnia, w Warszawie. To byli wtedy wicemistrzowie świata, ale nawet taki rywal nie był straszny Wilimowskiemu, który trafił wtedy Madziarów trzy razy, dzięki czemu Polska wygrała 4:2. Potem przyszedł wojenny koszmar, a Wilimowski skreślił się w Polsce na zawsze, decydując się na grę dla reprezentacji Trzeciej Rzeszy. W tym zespole, choć wiele nie pograł, też był zabójczo skuteczny – 8 meczów i 13 goli.


Ernest Wilimowski był niezwykłym snajperem (fot. EastNews)

Ciężko policzyć ile dokładnie strzelił goli w karierze, ale kiedyś trafiłem na zestawienie piłkarzy, którzy zdobyli co najmniej 550 goli. Wilimowski jest na niej jedynym Polakiem (554 trafienia).

Prawa noga, czyli Lubański, a więc niedokończona kariera

Tworząc idealnego polskiego snajpera, grzechem byłoby pominąć W łodzimierza Lubańskiego. Był to praktycznie piłkarz kompletny, a w tym przypadku „pożyczymy” od pana Włodka prawą nogę. Strzelił nią jedną z najważniejszych bramek w karierze, w słynnym meczu na Stadionie Śląskim, gdy pokonaliśmy Anglię 2:0, w eliminacjach mś 1974. Niestety, ten właśnie mecz był początki ego jego końca. Ciężka kontuzja, zerwane więzadła, nieudana operacja w Polsce, potem druga, w Wiedniu… Sam Lubański nie ukrywa, że potem to już nie było to, że już nigdy nie wrócił do formy sprzed urazu. Zresztą, widać to po statystykach: Lubański zaliczył w kadrze 48 trafień, z czego aż 44 przed kontuzją. A nieszczęście przydarzyło się w najlepszym momencie jego kariery – miał wtedy 26 lat i jeszcze wiele lat strzelania przed sobą. Wprawdzie za granicą i tak wciąż był potem skuteczny (prawie 100 goli dla belgijskiego Lokeren), ale… Wcześniej interesował się nim Real Madryt i inne wielkie kluby. Liga belgijska to była ledwie namiastka tego, co za granicą mógł ugrać legendarny gracz Górnika. Gdyby nie głupie wtedy przepisy, nie pozwalające na wyjazd z kraju , a potem wspomniany nieszczęsny uraz…


Włodzimierz Lubański to jedna z legend polskiej piłki (fot. EastNews)

Lewa noga, czyli czekamy na Milika

Tworząc idealnego polskiego snajpera, warto pamiętać o Arkadiuszu Miliku. Być może byli w historii polskiej piłki gracze, którzy operowali lepiej lewą nogą, ale w ostatnich latachto  właśnie piłkarz Napoli wyrósł na najlepszego lewonożnego polskiego piłkarza. Nawet Robert Lewandowski, zapytany kiedyś co wziąłby od Arka Milika, bez zastanowienia odparł, że lewą nogę. Milik strzelał gole w lidze polskiej, niemieckiej, holenderskiej i włoskiej – większość z nich właśnie lewą kończyną. W wielu aspektach był szybszy od Lewandowskiego (szybciej zadebiutował w Ekstraklasie, szybciej strzelił pierwszą bramkę, szybciej wyjechał za granicę, szybciej zadebiutował w reprezentacji…) i w pewnym sensie fascynującym było zastanawianie się jak szybko i jak bardzo zbliży się do poziomu napastnika Bayernu. Niestety, pościg/rozwój został mocno zahamowany przez dwie ciężkie kontuzje kolan i z wielkiego talentu Arek stał się wielką niewiadomą. Cała piłkarska Polska czeka na jego powrót i kibicuje, aby zdążył z formą na finały mistrzostw świata. Kiedyś Brazylijczyk Ronaldo też dwa razy zrywał więzadła, a potem wrócił na mundial w 2002 roku, został królem strzelców i poprowadził Brazylię do triumfu. Nie śmiem marzyć o takim samym scenariuszu, ale oby ten napisany dla Milika był jak najbardziej zbliżony…


Arkadiusz Milik ma szansę na wielką karierę (fot. Cyfra Sport)

Szybkość, czyli Lato przez cały rok

Polski snajper idealny powinien być też szybki,  a mało było zawodników, którzy byliby w stanie dogonić Grzegorza Latę. Symbolem szybkości strzelca 111 goli w polskiej ekstraklasie i 45 w kadrze (trzecie miejsce na polskiej liście wszech czasów) była bramka, która dała nam zwycięstwo 1:0 i trzecie miejsce na mundialu w 1974 roku. Lato „urwał” się na prawym skrzydle jeszcze na własnej połowie, włączył „turbo” i tyle go Brazylijczycy widzieli. Sam strzał nie był może jakiś szczególnie efektowny, ale ważne, że piłka wpadła do bramki i dała nam jedno z najważniejszych zwycięstw w naszej historii.
Lato, o którym mówiono, iż był szybszy od wiatru, został wtedy królem strzelców mundialu i czasem myślę o tym jak bardzo zmieniły się czasy. Gdyby dziś polski piłkarz został królem strzelców takiej imprezy, to zaraz potem odszedłby za granicę za grube miliony euro, a kontrakt, który by podpisał uczyniłby go milionerem. Tymczasem Lato wrócił do polskiej ligi, a jedyną nagrodą jaką dostał za wygranie klasyfikacji strzelców, była… kryształowa korona z siedmioma piłeczkami (tyle strzelił goli na niemieckich boiskach), którą wykonała dla niego polska fabryka szkła.


Grzegorz Lato zostawiał obrońców na kilku metrach (fot. EastNews)

Gra głową, czyli „diabelski” strzał

Dopełnieniem umiejętności idealnego polskiego snajpera jest gra głową. A do historii polskiej piłki przeszło powiedzenie o Andrzeju Szarmachu, że wkłada głowę tam, gdzie wielu innych bałoby się włożyć nogę. Najsłynniejsza bramka głową strzelca 32 goli dla reprezentacji Polski to trafienie w meczu z Włochami, na mundialu w 1974 roku. W sumie to co czwarta jego bramka w kadrze padała po uderzeniu głową (8). Jedną  z najbardziej niesamowitych bramek w karierze strzelił w meczu z niemiecką młodzieżówką. Wtedy pokonał bramkarza głową strzałem… zza pola karnego. Był skuteczny wszędzie, gdzie grał. W polskiej lidze uzbierał 109 goli, był też gwiazdą ligi francuskiej, trafiając dla Auxerre aż 94 razy (to najlepszy wynik polskiego piłkarza we Francji). Ogólnie niewielu jest polskich piłkarzy, którzy na poziomie ekstraklasy uzbierali tak jak on ponad 200 trafień. I bardzo niewielu, którzy tak uderzali głową…


Andrzej Szarmach miał głowę na karku (fot. EastNews)

Wyniki NA ŻYWO. Tabele i terminarze wszystkich lig

Najnowsze